Autor Wiadomość
Sol
PostWysłany: Pon 15:41, 06 Sie 2007    Temat postu:

prosimy z tym do odpowiedniego działu Wink
Galernik
PostWysłany: Czw 18:34, 07 Cze 2007    Temat postu: Witam! początkujący powieściopisarz i jego twórczość

Witam serdecznie wszystkich użytkowników forum. napisałem ostatnio 120-stronicową powieść obyczajową o życiu studentów i problemach ogólnoludzkich [miłość, nienawiść, gniew, przyjaźń, przebaczenie, odpowiedzialność]. Chciałbym podzielić się tym z Wami i proszę o wszelkie opinie, byle konstruktywne.
Pierwsza krew
Gmach Biblioteki Uniwersyteckiej pełen był szelestu przewracanych kartek, stłumionych szeptów i nerwowych kaszlnięć. Martwe światło jarzeniówek wydobywało z półmroku sylwetki uczących się studentów. Co chwila któryś podchodził do regału, grzebał na półce, po czym wracał do swego stolika z opasłym tomem w ręku. Niektórzy przysypiali z książkami pod głową, zmęczeni do granic wielogodzinną nauką. Tylko jeden student nie mógł skupić się na czytanym podręczniku. Siedział w dziale „nauki historyczne” na samym końcu alejki między regałami. Wyglądał młodo, jednak wychudła twarz i przygarbiona sylwetka postarzały go. Często podnosił wzrok znad książki i wzdychał ciężko. Skup się na robocie, musisz to przeczytać, nikt cię nie wyręczy. - powtarzał sobie. Męczył się, usiłując zrozumieć czytany tekst. Pieprz ich, oni nie istnieją - starał się nie myśleć o swojej rodzinie, która doprowadziła go do początków depresji. Właśnie z trudem dobrnął do założenia Związku Etolskiego, gdy słodki głos uświadomił go, że nie jest sam. O w kubeł, tego jeszcze brakowało - zmełł w ustach przekleństwo, gdy do jego stolika dosiadła się Renata. Lubił ją, spędzali ze sobą wiele czasu, teraz jednak za wszelką cenę chciał być sam.
- Masz coś? - spytała, chodzili bowiem na te same zajęcia
- Nie - Hicks spojrzał mało przyjaźnie, Renata jednak jeszcze nie wiedziała, co się święci
- Bo z tymi Etolami, to ja sądzę, że... - urwała, zauważywszy jego nienawistne spojrzenie. Coś ci jest? - spytała łagodnie, lecz Hicks skrzywił się tylko i popatrzył jeszcze groźniej.
- Jeśli masz jakiś problem, możesz mi powiedzieć - zaofiarowała się. Akurat - pomyślał, nic nie mówiąc
- No widzę, że masz zły humor, powiedz mi, to ci ulży - w jej głosie pobrzmiewała troska - mnie wszyscy mówią - dodała.
- Nieważne, zostaw mnie!
- no, już, szybciutko! – ponagliła
- nie! nie znasz mnie, nie wiesz, kim jestem, co przeżyłem... Wszyscy mi tylko wbijają noże w plecy - nieświadomie wyrwało mu się
- nie martw się, mnie też, aż mi niewygodnie spać, bo wiesz, wystają mi z pleców - zrobiła znudzoną minę. Więc o co chodzi?
- czy sądzisz, że jestem wkurzony, bo mi się rozkleja opona w przednim kole od roweru? - ironicznie spytał
- to jesteś bardzo zrównoważony, mnie coś takiego by od razu wytrąciło z równowagi - usiłowała żartować. Więc o co chodzi? - wróciła do przerwanego przesłuchania.
- Jakim prawem? - oburzył się
- No, słucham!
- co jest, do cholery? - naleganie Renaty zaczęło drażnić Hicksa - kim ty w ogóle jesteś, że żądasz ode mnie takich zwierzeń?
- ja po prostu wiem, że ty mi chcesz o tym powiedzieć
- co, ty wiesz lepiej ode mnie, co ja chcę?
- wiele osób tak mówi, jak ty, a potem przychodzą do mnie się mnie o coś poradzić.
- nie chcę cię obciążać... - spróbował innego wyjścia
- Ale ja CHCĘ byś mnie tym obciążył. Potem ja z kolei ciebie czymś obciążę i będziemy kwita. No więc?
Hicksa zaniepokoiła jej wytrwałość i upór, z jakim usiłowała dopiąć swego. Uważaj, ona może od ciebie wyciągać zwierzenia - mówiła mu kiedyś przyjaciółka. Ani kroku w tył! - pomyślał sobie.
- Usiłujesz zdobyć mój zamek, a ja cię mogę oblać smołą!
- to się otrząsnę - odparła bez mrugnięcia okiem. Ja wiem, że ty mnie chcesz do tego zamku wpuścić, ja go wcale nie muszę zdobywać. Zresztą, dlaczego tak mówisz? czy my prowadzimy wojnę? - coraz bardziej nabierała rezonu.
Hicks postanowił uciąć tę jałową dyskusję.
- Przeginasz pałę - warknął - Nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać, jesteś mi ani brat, ani swat - puściły mu nerwy - Mam osoby, z którymi rozmawiam o tych rzeczach, ale na pewno nie będę rozgrzebywał moich osobistych spraw przed TOBĄ! - podkreślił - a co, może zazdrosna jesteś? - dodał już spokojniej. - Nie, bynajmniej - Renata udawała, że tyrada Hicksa nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Właśnie dowiodłeś samemu sobie, jak wiele ona dla ciebie znaczy - pomimo odparcia grożącego niebezpieczeństwa Hicks czuł, że przegrał z samym sobą. Kto się czubi... - myślał, gdy Renata odpuściła sobie dalszą rozmowę i wstała od stolika. Uff, zwinęła obóz - choć powinien czuć ulgę, zaczął bić się z myślami. Cholera, nie powinienem tak jej traktować, jeszcze się obrazi... Ale tak bezczelnie włazić komuś z butami... Jej wszyscy mówią... Co ona, psycholog? - z powrotem zagłębił się w lekturze. Nie dane mu było jednak pracować w spokoju. Nie zdążył nawet dobrze wczytać się w tekst podręcznika, gdy aż podskoczył z oburzenia, widząc zbliżającą się do niego sylwetkę, łudząco podobną do Renaty. Nie, to chyba Tatiana - oszukiwał sam siebie, Tatiana była bowiem niższa i bardziej tęga, w dodatku lubiła pastelowe kolory, a Hicks wyraźnie dostrzegał czarną spódnicę Renaty. Przecież chyba... - odwrócił się gwałtownie
- Bezczelna! - wrzasnął - znidź naprzykrzona niewiasto z oczu moich prędzej, nie śmiej bawić dłużej, ani wracać więcej! - wycedził z sardonicznym uśmiechem.
- Tylko patrzę, czy nie masz czegoś nowego - rzuciła beztrosko i odwróciła się na pięcie. O ile przed chwilą Hicks miał jedynie małego moralnego kaca, o tyle teraz poczuł się naprawdę głupio. Może powinienem ją przeprosić? trochę przesadziłem... chociaż co to za człowiek, bez czci i honoru! co za tupet! - na chwilę wyzbył się wątpliwości -Jak karaluch, nie do zabicia - prychnął pogardliwie, choć nikt go nie mógł usłyszeć. Butem walniesz, a on jeszcze łazi - zanurzył nos z powrotem w notatkach.
Na ćwiczenia wpadł na moment przed rozpoczęciem zajęć.
- Uwaga, Hicks jest dziś wkurzony! - ostrzegła Renata zebranych.
- Ilu ich było? - żartobliwie spytał Sebastian. Powiedz, to już my im damy popalić! - Hicks uśmiechnął się słabo. Dysząc usiadł w rogu sali, jak najdalej od Renaty.
Humor poprawiła mu dopiero łacina. Magister Brzezińska-Kruk w cienkiej bluzce w kwiaty rozdawała sprawdziany, powiewając rozkloszowanymi rękawami. Piękna jak motyl - myślał, śledząc każdy jej krok. Nasyciwszy się jej wdziękiem wziął się za rozwiązywanie zadań. Skończył przed czasem. Jak dobrze człowiekowi robi małe „koło” z łaciny - tym archaicznym terminem Hicks nazywał sprawdziany pisemne, powszechnie, choć błędnie zwane kolokwiami. Lekcja to czytanie - przypomniał sobie zgryźliwe komentarze ćwiczeniowca, dr Marchewy - a kolokwium to rozmowa - mruknął sam do siebie, wychodząc z Instytutu. Hicks najchętniej pisałby te sprawdziany co tydzień, jednak reszta studentów nie podzielała tego poglądu, musiał więc kontentować się tym, co miał.
Wracając z uczelni, myślał gorączkowo - bezczelna, bezczelna, już ja jej dam - miotał się. Tak włazić z butami, co ona sobie myśli... Coś z tym muszę zrobić... - szukał wyjścia z sytuacji. A może... może jak się dowie, kim naprawdę jestem, jakie tajemnice skrywam pod tą kamienną maską, którą noszę, to sobie odpuści? Trzeba spróbować. Chyba, że się na mnie obraziła... - W końcu nie wiesz, co ona naprawdę czuje - mówił sam do siebie, jadąc swym rowerem przez wyludnione ulice - Może nie jest tak nieprzemakalna, na jaką wygląda?
***
Wykłady z cyklu „Biblia w kulturze” odbywały się we wtorki w auli „A” Auditorium Maximum. Gdy Hicks siadał na stoliku, do wykładu została jeszcze godzina, wyjął więc z teczki Biblię i usiłował czytać. Gwar wokół nie pozwalał mu się skupić, a poza tym ciągle nerwowo jednym okiem zerkał w stronę korytarza. Nagle ukłucie w okolicy serca oznajmiło mu, że z końca korytarza w jego kierunku zmierza Renata. Miał zbyt słaby wzrok, by ją dokładnie rozpoznać, tym bardziej nie był w stanie określić, czy patrzy na niego, czy też unika jego spojrzenia. Przeczucie go jednak nie zawiodło. Cały czas wpatrywał się w nadchodzącą postać. Gdy była wystarczająco blisko, że miał pewność, że to ona, nie wytrzymał. Momentalnie zeskoczył ze stołu i szybkim krokiem podszedł do niej. Ta zwolniła kroku.
- Możemy porozmawiać? - spytał łagodnie.
- Tak - odeszli kilka kroków dalej.
- Przepraszam za to, jak cię wczoraj potraktowałem - zaczął
- nic nie szkodzi – odparła bez wahania - albo się zgrywa, albo jest naprawdę nieprzemakalna - przemknęło mu przez myśl
- wybacz, posunąłem się za daleko, nie powinienem używać tylu ostrych słów - kontynuował niezrażony
- naprawdę, nic nie szkodzi, po prostu zrozumiałam, że nie powinnam cię więcej pytać o te rzeczy.
Miała rację, skubana, teraz sam do niej przychodzę - Hicks postanowił jakoś zawoalować swoją porażkę
- wiesz, chciałbym ci udostępnić próbkę tego, czego byś się mogła ode mnie dowiedzieć. Przekonasz się, że to nie dla ciebie - za wszelką cenę usiłował nie przyznawać jej racji.
- Tak? - spytała z zaciekawieniem, bowiem Hicks zawsze mówił zagadkami.
- Był taki socjolog, co się nazywał Durkheim
- owszem - potwierdziła
- napisał on pewną pracę, przełomową dla socjologii, wiesz jaką?
- nie, nie przypominam sobie... - to po cholerę socjologię studiujesz na tym swoim „dwunastym piętrze”? to podstawy! - tryumfował w myślach
- ta praca to... Le Suicide! - obwieścił radośnie
- o mój Boże
- tak, tak, masz przyjemność z wielokrotnym niedoszłym samobójcą - wskazał na siebie. Więc ostrożnie! - rzucił jeszcze czując, że inicjatywa przeszła całkowicie w ręce Renaty.
- A niby dlaczego miałbyś ze sobą skończyć? chodź, wyjdźmy na dwór, skoro masz umrzeć, to równie dobrze możesz na zapalenie płuc - cięty dowcip był jej mocną stroną, teraz usiłowała zamaskować nim przerażenie wywołane niespodziewanym wyznaniem Hicksa. Z trudem siliła się na beztroski ton. Wyszli z budynku. Niebo przybrało ołowianą barwę, temperatura wynosiła kilka stopni powyżej zera. Powiesz mi, co ci dolega? - Renata na moment zdjęła swą ulubioną, przemądrzałą maskę.
Hicks milczał, wzdychając co chwila.
- Najchętniej bym skoczył z dużej wysokości. Szybko i bezboleśnie - nie odpowiedział na zadane pytanie.
- Ciekawe, co się wtedy myśli, jak się tak leci?
- ja bym myślał o osobie, która jest dla mnie ważna - zamyślił się.
- Nie rozumiem - Renata zaczęła jak zwykle - jeżeli ktoś znalazł swoją miłość, to bezsensem byłoby skakać z okna, choćby nie wiem co...
- nie, to znaczy, że nawet ta miłość nie jest w stanie mnie utrzymać przy życiu! - rzucił ni to gniewnie, ni to rozpaczliwie. Stwierdził, że nie może się już dłużej opierać. Renata pokonała go.
- Nie mam domu, nie mam rodziny, czuję się niepotrzebny i odrzucony - wyrzucał z siebie krótkie urywane zdania.
- Coś jeszcze? - nie mogła ukryć zaniepokojenia.
- Mój ojciec jest alkoholikiem. Po dwunastu latach wyniosłem się z tego burdelu zwanego niesłusznie domem, lecz tu, gdzie obecnie mieszkam, wcale nie jest lepiej. Czuję, że nie ma dla mnie miejsca na ziemi, a stąd jest tylko jeden krok, by sobie coś zrobić. I co, zdziwiona? - spytał zjadliwie.
- Sądziłam, że to jest coś mniej poważnego, ale muszę ci powiedzieć, że wielu ludzi ma takie problemy jak ty. Znam kilka osób, które chciały popełnić samobójstwo...
- ugh... - Hicksowi obiad wrócił do gardła. Nie mów, że się o mnie martwisz? - spytał, licząc, że zaprzeczy.
- Owszem, martwię się o ciebie, nie chciałabym, byś sobie coś zrobił.
- Przepraszam, nie powinienem ci o tym mówić. Teraz będę musiał zrobić to tak, byś nie zauważyła - wiedział, że kłamie, i gdy będzie musiał zrobić ten krok, nikt go nie powstrzyma.
- Nie przepraszaj, bo to nie twoja wina, że chcesz ze sobą skończyć. - na moment złagodniała.
- Wiesz, mam chyba początki depresji... - rzucił, usiłując się usprawiedliwić
- początki? - uśmiechnęła się - chyba galopującą!
- Nie bój się, mam jeszcze trochę czasu, nie zrobię tego teraz. Muszę najpierw skończyć moją książkę, by dać świadectwo. Potem niech się pali, niech się wali...
- A czy nie lepiej byłoby świadczyć swoim życiem? – spytała
Godny z ciebie przeciwnik - pomyślał z uznaniem, starając się nie używać słowa „wróg”.
- Ja już się nacierpiałem, to, co przeżyłem, starczyłoby na czterdziestolatka. Mam dosyć, niech teraz inni się męczą - smutne oczy postarzały Hicksa o dobre dziesięć lat.
- A czy nie pomyślałeś - Renata uwielbiała takie formułki - że to wszystko jest już za tobą, że teraz będzie z górki?

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group