Autor Wiadomość
KresKa
PostWysłany: Pią 22:08, 18 Sie 2006    Temat postu:

Żależy czyja recenzja Wink Ja jak najbardziej ufam recenzjom moich znajomych Wink A ta powyższa mego autorstwa była napisana jak najbardziej na podstawie własnych przeżyć (choć i tak objętościowo bardzo skromna)... Tak więc masz rację nie ufając jej Wink
Sirocco
PostWysłany: Czw 23:21, 17 Sie 2006    Temat postu:

ech. dalej nie udało mi się zobaczyc tego filmu, chociaż bardzobardzo chcę. jak zobaczę, to porównam wrażenia (a i tak nie ufam niczyim recenzjom).
KresKa
PostWysłany: Czw 14:40, 10 Sie 2006    Temat postu: Recenzja filmu "The Libertine" w wieeelkim skrócie

Istnieją filmy, które określa się mianem kina ambitnego. Owa klasyfikacja zależy oczywiście od mentalności, gustu i "uduchowienia" widza, ale bez wątpienia kino ambitne równa się kino refleksyjne. To filmy, po zakończeniu których zostajemy sam na sam z nurtującymi nas pytaniami, a wszystko nie jest do końca jasne. Do tego typu filmów zaliczyłabym "The Libertine". Film, jako całość, nie jest dziełem wszech czasów: niektórych mogą razić długie dialogi (pamiętajmy, że scenariusz został napisany na podstawie sztuki teatralnej), innych będzie nużyć akcja, która w tym filmie praktycznie zanika. Obraz właściwie tworzą luźno powiązane ze sobą epizody z życia Johna Wilmota. Mimo tych cech, które wielu nazwałoby mianem wad, film ma w sobie to "coś". Z pewnością jest to postać drugiego hrabiego Rochester, "którego nie polubimy, ale nie będziemy mogli oderwać od niego oczu", w fenomenalny sposób zagranego przez Johnny'ego Deppa. Depp od od chwili pojawienia się na ekranie, skupia na sobie całą uwagę widza, hipnotyzuje go i omamia czymś, co w magiczny sposób emanuje z całej jego osoby. Pokuszę się o stwierdzenie, że to jedna z najlepszych ról Deppa. Samantha Morton i John Malkovich tylko krążą gdzieś obok - Depp nie daje im szansy na wykazanie się w tym filmie. Wielkim atutem filmu jest nastrojowa, wtapiająca się w obraz muzyka Michael Nymana oraz świetne zdjęcia (prowadzenie kamery "z ręki", ograniczona kolorystyka), dzięki którym naszym oczom ukazuje się bardzo realistyczny obraz XVII-wiecznej Anglii doby Restauracji: brudnej, szarej, tonącej w smrodzie, brudzie i cieniu.
Co do tytułu: Muszę zmartwić wszystkich oczekujących, że film dostarczy im mocnych wrażeń. Nie znajdziemy w nim zbyt wiele rozpusty. Sceny rozbierane możemy policzyć na palcach jednej ręki, a to, co w nich "najistotniejsze" tonie we mgle lub cieniu. Prawdziwe rozpustny jest język Wilmota, który w filmie ukazuje swą wręcz niewyparzoną i zawsze szczerą gębę, a jedyny goły tyłek, jaki możemy podziwiać należy do Johnny'ego Vegas'a. Nie jest to film przeznaczony dla fanek głoszących peany na cześć urody Deppa - gra on mistrzowsko, ale urodą nie zachwyca, szczególnie w drugiej połowie filmu. Przed wyjściem do kina nie radzę zatem kierować się tytułem. Obsadą jak najbardziej.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group