Autor Wiadomość
Sirocco
PostWysłany: Sob 13:52, 03 Wrz 2005    Temat postu:

nic nowego, to już drugi rok w końcu.

nie lubię szkoły. dlaczego?

nie wiem. nudzić mi się będzie.

przez pierwszy tydzień, może dwa, będzie ciekawie, bo w końcu inaczej, niż przez ostatnie dwa miesiące. a potem już monotonia i nuda, przerywana od czasu do czasu jeszcze bardziej nudnymi "mrożącymi krew w żyłach" wzmiankami na temat zbliżającego się widma matury.

czyli z każdym miesiącem coraz gorzej...
herohealter
PostWysłany: Czw 20:42, 01 Wrz 2005    Temat postu:

Rzeknę krótko- nie lubię szkoły.

Nie- nie przepadam.

Nie- nienawidzę.

Nie lubię.

I nie dodaję zaraz "ale trzeba".

Trafiłam do nędznego liceum z dobrą opinią, w którym dyra na apelu mówi o schludności i skromności ubioru. Cały czas żułam gumę i gadałam z koleżanką. Potem wychowawczyni dwie bite godziny gadała nam jak to będzie. Zapoznawałam ciekawą ekipę. Potem poszliśmy na obchód szkoły- zczaiłam takie rzeczy jak palarnia, wyjście i czy portier pilnuje go przed wagarowiczami (acha, już w tej szkole była palarnia, wielka jak chuj :/ ). Potem było poświęcenie portierni (tak właśnie, POŚWIĘCENIE PORTIERNI) z którego popisowo się urwałam uciekając przez bramę za plecami nauczycielek, które i tak nie miały szans mnie zapamiętać, bo wszyscy wyglądali jak pingwiny i byli nowi.

Tak to właśnie wygląda.

I to tyle w sprawie szkoły.
Mrau
PostWysłany: Śro 12:48, 31 Sie 2005    Temat postu:

stosunek do szkoły:

przed 1 września:
- nie wchodzę do TEGO budynku
- nie kupują książek
- ani zeszytów
- no może tylko mój słiit i w ogóle kuul długopis, ale to tylko dlaego, że muszę napisać list do frienda
- o godzienie rozpoczęcia innym słowem inauguracji dowiaduje sie w tym samym dniu
- dzień przed TYM dniem patrzę na ludzi krzywo kiedy mówią o TYM budynku

po 1 września:
- odliczam dni do bożego narodzeia
- potem do ferii
- to samo do sylwka
- czybywielkanoc ?
- ten taki długi łikend
- zebranie sie grona pedagogicznego
- WAKACJE

i to byłoby chyab na tyle ^^
sal
PostWysłany: Śro 9:16, 31 Sie 2005    Temat postu: szkoła?

przekopiuję swoją wypowiedź z innego forum:

no i nieuchronnie, krokami wielkimi zbliża się rok szkolny 2005/06. wiele z nas idzie do nowych szkół (ja na ten przykład edukację w gimnazjum publicznym numer jedenascie rozpoczynam). w związku z tym macie zapewne uczucia równie mieszane jak ja [chociaż po "obczajeniu" monitoringu w szkole moje obawy dotyczące kocenia zmniejszyły się lekko, pozostał lekki lęk przed tym, jaka jest moja klasa (na 31 osób dobrze znam tylko mnie i N., ale z tego nikła pociecha) i czy trafią mi się belfrowie skorzy do żartow (jak mój lektor na angielskim dodatkowym, z aktórym cała grupa w ogień by poszła, choć do tego nigdy nie przyznałaby się)], inni zaś sa zupełnie spokojni (tutaj za przykład podam koleżankę moją z osiedla, która bez żadnego lęku idzie do klasy w której zna niemalże wszystkich).

chciałabym się również dowiedzieć, jaki jest wasz stosunek do szkoły i wakacji, a konkretnie ich końca? ja na przykład nie cierpię wakacji, a konkretnie tej chwili, w której wolność zaczyna ciążyć, ogarnia mnie ndua i ogólnie rzecz biorąc jedyną rozrywką są przeczytane tysiąc razy książki lub powtórki telenowel. musze się zmęczyć, zeby mieć po czym odpoczywać, ot co. i dołączam sie do tego, co mi wczoraj wujcio Mauz (któremu złość na mnie z przyczyn mi niewiadomych minęła), a mianowicie - "wakacje powinny być krótsze, ale częściej".
poza tym - lubię wiedzieć ostatnimi czasy, co mam zaplanowane. kiedyś - łoho, kiedyś to zegarka nienawidziłam wierzac ślepo, iż szczęśliwi to czasu nie liczą. teraz aby choć cień uśmiechu na gebę przywołac, musze wiedzieć, co mam do roboty. w wakacje wielce pomagają mi M. i I., planujące mi skrzętnie sporo dni, jednak kiedy owe zajęcia się powtarzają, cuzję sie znudzona jak mops. powiecie zapewne, że w szkole też mi sie będzie powtarzać - co poniedziałek dwie chemie, biologia, trzy niemieckie i wos. z tym, że codziennie mowa jest o czym innym, jednostajność nie grozi, a, szczerze mówiąc, lubię też ten lekki dreszczyk na klasówkach, który w podstawówce niezbyt czesto mi towarzyszył (nie liczac historii z panią Imgrond, która nam po kościach i mózgach dawała nieźle na sprawdzianach). w wakacje taka rozrywka (pewnie przez wielu z was nazywana watpliwą) mi nie grozi, niestety.

po wtóre - poprawie swoja kondycję codziennie biegając za autobusami do nastepnego przystanku, bo mi się akurat jego kolor spodobał (wierzcie mi, mam takie kaprysy). w sumie w wakacje tez moge sobie pobiegac, ale ja jestem jak greyhound - jeśli nie mam za czym, nie pobiegnę.

no. teraz czekam na zdanie wasze, towarzysze pracy.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group