Forum Młodzi Literaci Strona Główna Młodzi Literaci
czyli co się dzieje, kiedy młodzież pisze
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Witam! początkujący powieściopisarz i jego twórczość

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Nowi Literaci
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Galernik
Pawie Piórko



Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 18:34, 07 Cze 2007    Temat postu: Witam! początkujący powieściopisarz i jego twórczość

Witam serdecznie wszystkich użytkowników forum. napisałem ostatnio 120-stronicową powieść obyczajową o życiu studentów i problemach ogólnoludzkich [miłość, nienawiść, gniew, przyjaźń, przebaczenie, odpowiedzialność]. Chciałbym podzielić się tym z Wami i proszę o wszelkie opinie, byle konstruktywne.
Pierwsza krew
Gmach Biblioteki Uniwersyteckiej pełen był szelestu przewracanych kartek, stłumionych szeptów i nerwowych kaszlnięć. Martwe światło jarzeniówek wydobywało z półmroku sylwetki uczących się studentów. Co chwila któryś podchodził do regału, grzebał na półce, po czym wracał do swego stolika z opasłym tomem w ręku. Niektórzy przysypiali z książkami pod głową, zmęczeni do granic wielogodzinną nauką. Tylko jeden student nie mógł skupić się na czytanym podręczniku. Siedział w dziale „nauki historyczne” na samym końcu alejki między regałami. Wyglądał młodo, jednak wychudła twarz i przygarbiona sylwetka postarzały go. Często podnosił wzrok znad książki i wzdychał ciężko. Skup się na robocie, musisz to przeczytać, nikt cię nie wyręczy. - powtarzał sobie. Męczył się, usiłując zrozumieć czytany tekst. Pieprz ich, oni nie istnieją - starał się nie myśleć o swojej rodzinie, która doprowadziła go do początków depresji. Właśnie z trudem dobrnął do założenia Związku Etolskiego, gdy słodki głos uświadomił go, że nie jest sam. O w kubeł, tego jeszcze brakowało - zmełł w ustach przekleństwo, gdy do jego stolika dosiadła się Renata. Lubił ją, spędzali ze sobą wiele czasu, teraz jednak za wszelką cenę chciał być sam.
- Masz coś? - spytała, chodzili bowiem na te same zajęcia
- Nie - Hicks spojrzał mało przyjaźnie, Renata jednak jeszcze nie wiedziała, co się święci
- Bo z tymi Etolami, to ja sądzę, że... - urwała, zauważywszy jego nienawistne spojrzenie. Coś ci jest? - spytała łagodnie, lecz Hicks skrzywił się tylko i popatrzył jeszcze groźniej.
- Jeśli masz jakiś problem, możesz mi powiedzieć - zaofiarowała się. Akurat - pomyślał, nic nie mówiąc
- No widzę, że masz zły humor, powiedz mi, to ci ulży - w jej głosie pobrzmiewała troska - mnie wszyscy mówią - dodała.
- Nieważne, zostaw mnie!
- no, już, szybciutko! – ponagliła
- nie! nie znasz mnie, nie wiesz, kim jestem, co przeżyłem... Wszyscy mi tylko wbijają noże w plecy - nieświadomie wyrwało mu się
- nie martw się, mnie też, aż mi niewygodnie spać, bo wiesz, wystają mi z pleców - zrobiła znudzoną minę. Więc o co chodzi?
- czy sądzisz, że jestem wkurzony, bo mi się rozkleja opona w przednim kole od roweru? - ironicznie spytał
- to jesteś bardzo zrównoważony, mnie coś takiego by od razu wytrąciło z równowagi - usiłowała żartować. Więc o co chodzi? - wróciła do przerwanego przesłuchania.
- Jakim prawem? - oburzył się
- No, słucham!
- co jest, do cholery? - naleganie Renaty zaczęło drażnić Hicksa - kim ty w ogóle jesteś, że żądasz ode mnie takich zwierzeń?
- ja po prostu wiem, że ty mi chcesz o tym powiedzieć
- co, ty wiesz lepiej ode mnie, co ja chcę?
- wiele osób tak mówi, jak ty, a potem przychodzą do mnie się mnie o coś poradzić.
- nie chcę cię obciążać... - spróbował innego wyjścia
- Ale ja CHCĘ byś mnie tym obciążył. Potem ja z kolei ciebie czymś obciążę i będziemy kwita. No więc?
Hicksa zaniepokoiła jej wytrwałość i upór, z jakim usiłowała dopiąć swego. Uważaj, ona może od ciebie wyciągać zwierzenia - mówiła mu kiedyś przyjaciółka. Ani kroku w tył! - pomyślał sobie.
- Usiłujesz zdobyć mój zamek, a ja cię mogę oblać smołą!
- to się otrząsnę - odparła bez mrugnięcia okiem. Ja wiem, że ty mnie chcesz do tego zamku wpuścić, ja go wcale nie muszę zdobywać. Zresztą, dlaczego tak mówisz? czy my prowadzimy wojnę? - coraz bardziej nabierała rezonu.
Hicks postanowił uciąć tę jałową dyskusję.
- Przeginasz pałę - warknął - Nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać, jesteś mi ani brat, ani swat - puściły mu nerwy - Mam osoby, z którymi rozmawiam o tych rzeczach, ale na pewno nie będę rozgrzebywał moich osobistych spraw przed TOBĄ! - podkreślił - a co, może zazdrosna jesteś? - dodał już spokojniej. - Nie, bynajmniej - Renata udawała, że tyrada Hicksa nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Właśnie dowiodłeś samemu sobie, jak wiele ona dla ciebie znaczy - pomimo odparcia grożącego niebezpieczeństwa Hicks czuł, że przegrał z samym sobą. Kto się czubi... - myślał, gdy Renata odpuściła sobie dalszą rozmowę i wstała od stolika. Uff, zwinęła obóz - choć powinien czuć ulgę, zaczął bić się z myślami. Cholera, nie powinienem tak jej traktować, jeszcze się obrazi... Ale tak bezczelnie włazić komuś z butami... Jej wszyscy mówią... Co ona, psycholog? - z powrotem zagłębił się w lekturze. Nie dane mu było jednak pracować w spokoju. Nie zdążył nawet dobrze wczytać się w tekst podręcznika, gdy aż podskoczył z oburzenia, widząc zbliżającą się do niego sylwetkę, łudząco podobną do Renaty. Nie, to chyba Tatiana - oszukiwał sam siebie, Tatiana była bowiem niższa i bardziej tęga, w dodatku lubiła pastelowe kolory, a Hicks wyraźnie dostrzegał czarną spódnicę Renaty. Przecież chyba... - odwrócił się gwałtownie
- Bezczelna! - wrzasnął - znidź naprzykrzona niewiasto z oczu moich prędzej, nie śmiej bawić dłużej, ani wracać więcej! - wycedził z sardonicznym uśmiechem.
- Tylko patrzę, czy nie masz czegoś nowego - rzuciła beztrosko i odwróciła się na pięcie. O ile przed chwilą Hicks miał jedynie małego moralnego kaca, o tyle teraz poczuł się naprawdę głupio. Może powinienem ją przeprosić? trochę przesadziłem... chociaż co to za człowiek, bez czci i honoru! co za tupet! - na chwilę wyzbył się wątpliwości -Jak karaluch, nie do zabicia - prychnął pogardliwie, choć nikt go nie mógł usłyszeć. Butem walniesz, a on jeszcze łazi - zanurzył nos z powrotem w notatkach.
Na ćwiczenia wpadł na moment przed rozpoczęciem zajęć.
- Uwaga, Hicks jest dziś wkurzony! - ostrzegła Renata zebranych.
- Ilu ich było? - żartobliwie spytał Sebastian. Powiedz, to już my im damy popalić! - Hicks uśmiechnął się słabo. Dysząc usiadł w rogu sali, jak najdalej od Renaty.
Humor poprawiła mu dopiero łacina. Magister Brzezińska-Kruk w cienkiej bluzce w kwiaty rozdawała sprawdziany, powiewając rozkloszowanymi rękawami. Piękna jak motyl - myślał, śledząc każdy jej krok. Nasyciwszy się jej wdziękiem wziął się za rozwiązywanie zadań. Skończył przed czasem. Jak dobrze człowiekowi robi małe „koło” z łaciny - tym archaicznym terminem Hicks nazywał sprawdziany pisemne, powszechnie, choć błędnie zwane kolokwiami. Lekcja to czytanie - przypomniał sobie zgryźliwe komentarze ćwiczeniowca, dr Marchewy - a kolokwium to rozmowa - mruknął sam do siebie, wychodząc z Instytutu. Hicks najchętniej pisałby te sprawdziany co tydzień, jednak reszta studentów nie podzielała tego poglądu, musiał więc kontentować się tym, co miał.
Wracając z uczelni, myślał gorączkowo - bezczelna, bezczelna, już ja jej dam - miotał się. Tak włazić z butami, co ona sobie myśli... Coś z tym muszę zrobić... - szukał wyjścia z sytuacji. A może... może jak się dowie, kim naprawdę jestem, jakie tajemnice skrywam pod tą kamienną maską, którą noszę, to sobie odpuści? Trzeba spróbować. Chyba, że się na mnie obraziła... - W końcu nie wiesz, co ona naprawdę czuje - mówił sam do siebie, jadąc swym rowerem przez wyludnione ulice - Może nie jest tak nieprzemakalna, na jaką wygląda?
***
Wykłady z cyklu „Biblia w kulturze” odbywały się we wtorki w auli „A” Auditorium Maximum. Gdy Hicks siadał na stoliku, do wykładu została jeszcze godzina, wyjął więc z teczki Biblię i usiłował czytać. Gwar wokół nie pozwalał mu się skupić, a poza tym ciągle nerwowo jednym okiem zerkał w stronę korytarza. Nagle ukłucie w okolicy serca oznajmiło mu, że z końca korytarza w jego kierunku zmierza Renata. Miał zbyt słaby wzrok, by ją dokładnie rozpoznać, tym bardziej nie był w stanie określić, czy patrzy na niego, czy też unika jego spojrzenia. Przeczucie go jednak nie zawiodło. Cały czas wpatrywał się w nadchodzącą postać. Gdy była wystarczająco blisko, że miał pewność, że to ona, nie wytrzymał. Momentalnie zeskoczył ze stołu i szybkim krokiem podszedł do niej. Ta zwolniła kroku.
- Możemy porozmawiać? - spytał łagodnie.
- Tak - odeszli kilka kroków dalej.
- Przepraszam za to, jak cię wczoraj potraktowałem - zaczął
- nic nie szkodzi – odparła bez wahania - albo się zgrywa, albo jest naprawdę nieprzemakalna - przemknęło mu przez myśl
- wybacz, posunąłem się za daleko, nie powinienem używać tylu ostrych słów - kontynuował niezrażony
- naprawdę, nic nie szkodzi, po prostu zrozumiałam, że nie powinnam cię więcej pytać o te rzeczy.
Miała rację, skubana, teraz sam do niej przychodzę - Hicks postanowił jakoś zawoalować swoją porażkę
- wiesz, chciałbym ci udostępnić próbkę tego, czego byś się mogła ode mnie dowiedzieć. Przekonasz się, że to nie dla ciebie - za wszelką cenę usiłował nie przyznawać jej racji.
- Tak? - spytała z zaciekawieniem, bowiem Hicks zawsze mówił zagadkami.
- Był taki socjolog, co się nazywał Durkheim
- owszem - potwierdziła
- napisał on pewną pracę, przełomową dla socjologii, wiesz jaką?
- nie, nie przypominam sobie... - to po cholerę socjologię studiujesz na tym swoim „dwunastym piętrze”? to podstawy! - tryumfował w myślach
- ta praca to... Le Suicide! - obwieścił radośnie
- o mój Boże
- tak, tak, masz przyjemność z wielokrotnym niedoszłym samobójcą - wskazał na siebie. Więc ostrożnie! - rzucił jeszcze czując, że inicjatywa przeszła całkowicie w ręce Renaty.
- A niby dlaczego miałbyś ze sobą skończyć? chodź, wyjdźmy na dwór, skoro masz umrzeć, to równie dobrze możesz na zapalenie płuc - cięty dowcip był jej mocną stroną, teraz usiłowała zamaskować nim przerażenie wywołane niespodziewanym wyznaniem Hicksa. Z trudem siliła się na beztroski ton. Wyszli z budynku. Niebo przybrało ołowianą barwę, temperatura wynosiła kilka stopni powyżej zera. Powiesz mi, co ci dolega? - Renata na moment zdjęła swą ulubioną, przemądrzałą maskę.
Hicks milczał, wzdychając co chwila.
- Najchętniej bym skoczył z dużej wysokości. Szybko i bezboleśnie - nie odpowiedział na zadane pytanie.
- Ciekawe, co się wtedy myśli, jak się tak leci?
- ja bym myślał o osobie, która jest dla mnie ważna - zamyślił się.
- Nie rozumiem - Renata zaczęła jak zwykle - jeżeli ktoś znalazł swoją miłość, to bezsensem byłoby skakać z okna, choćby nie wiem co...
- nie, to znaczy, że nawet ta miłość nie jest w stanie mnie utrzymać przy życiu! - rzucił ni to gniewnie, ni to rozpaczliwie. Stwierdził, że nie może się już dłużej opierać. Renata pokonała go.
- Nie mam domu, nie mam rodziny, czuję się niepotrzebny i odrzucony - wyrzucał z siebie krótkie urywane zdania.
- Coś jeszcze? - nie mogła ukryć zaniepokojenia.
- Mój ojciec jest alkoholikiem. Po dwunastu latach wyniosłem się z tego burdelu zwanego niesłusznie domem, lecz tu, gdzie obecnie mieszkam, wcale nie jest lepiej. Czuję, że nie ma dla mnie miejsca na ziemi, a stąd jest tylko jeden krok, by sobie coś zrobić. I co, zdziwiona? - spytał zjadliwie.
- Sądziłam, że to jest coś mniej poważnego, ale muszę ci powiedzieć, że wielu ludzi ma takie problemy jak ty. Znam kilka osób, które chciały popełnić samobójstwo...
- ugh... - Hicksowi obiad wrócił do gardła. Nie mów, że się o mnie martwisz? - spytał, licząc, że zaprzeczy.
- Owszem, martwię się o ciebie, nie chciałabym, byś sobie coś zrobił.
- Przepraszam, nie powinienem ci o tym mówić. Teraz będę musiał zrobić to tak, byś nie zauważyła - wiedział, że kłamie, i gdy będzie musiał zrobić ten krok, nikt go nie powstrzyma.
- Nie przepraszaj, bo to nie twoja wina, że chcesz ze sobą skończyć. - na moment złagodniała.
- Wiesz, mam chyba początki depresji... - rzucił, usiłując się usprawiedliwić
- początki? - uśmiechnęła się - chyba galopującą!
- Nie bój się, mam jeszcze trochę czasu, nie zrobię tego teraz. Muszę najpierw skończyć moją książkę, by dać świadectwo. Potem niech się pali, niech się wali...
- A czy nie lepiej byłoby świadczyć swoim życiem? – spytała
Godny z ciebie przeciwnik - pomyślał z uznaniem, starając się nie używać słowa „wróg”.
- Ja już się nacierpiałem, to, co przeżyłem, starczyłoby na czterdziestolatka. Mam dosyć, niech teraz inni się męczą - smutne oczy postarzały Hicksa o dobre dziesięć lat.
- A czy nie pomyślałeś - Renata uwielbiała takie formułki - że to wszystko jest już za tobą, że teraz będzie z górki?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sol
Wredota



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neurgia

PostWysłany: Pon 15:41, 06 Sie 2007    Temat postu:

prosimy z tym do odpowiedniego działu Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Nowi Literaci Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin