Forum Młodzi Literaci Strona Główna Młodzi Literaci
czyli co się dzieje, kiedy młodzież pisze
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pojedynek Pierwszy

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Sala Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sol
Wredota



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neurgia

PostWysłany: Pią 14:27, 30 Wrz 2005    Temat postu: Pojedynek Pierwszy

Jako, że termin oznaczony został na 30 września, a 30 dziś jest, czas, aby odbył się pierwszy pojedynek.

Pojedynkowicze: sal i Sol

WOJENKO, WOJENKO
beta: Szinga, której też opowiadanie to dedykuję.

Wojenko, wojenko,
Cóżeś ty za pani,
Że za tobą idą
Chłopcy malowani?


01.09.1943

Pamiętam to. Tak dobrze, jakby odszedł zaledwie wczoraj – wczoraj, nie równe cztery lata temu. Te wydarzenia odcisnęły się w mojej pamięci tak mocno, że nic nie zdołałoby ich stamtąd wyrzucić; to pewne.
Obiecywał. Że wróci, że będzie pisał, że o mnie nie zapomni. A ja wierzyłam, lecz, mimo to, z moich oczu ciekły potoki łez, sprawiając, iż wyglądałam gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie przejmowałam się tym. Wierzyłam mu, kiedy mówił mi to wszystko, przysięgał, uśmiechał się, śpiewał…
„Bywaj, dziewczę, zdrowe,
Ojczyzna mnie woła
Idę za kraj walczyć wśród Polaków koła.
I choć przyjdzie ścigać jak najdalej wroga,
Nigdy nie zapomnę, jak mi jesteś droga.”

A ja nie dostrzegłam wtedy tego, że w oczach kryły mu się następne wersy, ba!, nie chciałam ich widzieć.
„Po cóż ta łza w oku,
po cóż serca bicie?
Tobiem winien miłość,
a Ojczyźnie życie.”

Czułam jego dumę. A oprócz niej, czułam jeszcze ból, iż musi mnie opuścić. On, głęboko w sobie, dodawał do tego jeszcze kilka słów, o których ja nie pamiętałam. Że opuszcza mnie na zawsze. Że nigdy więcej mnie nie zobaczy, nie obejmie, nie pocałuje…
„Jeszcze się zobaczymy, ukochana.” Jego ostatnie słowa skierowane do mnie. Odchodząc, nawet się nie obejrzał, lecz i tak stałam w progu i patrzyłam za nim do końca, w ręku ściskając czerwoną różę. I połykałam słone łzy, dziwiąc się, że jeszcze mi ich nie zabrakło.
Wspomnienia bolą. I wcale nie bledną z czasem, jak twierdzą niektórzy. Trwają. Z jednej strony to przekleństwo, z drugiej – błogosławieństwo.

A „wczoraj” wcale nie zaczęło się nadzwyczajnie. Wszystko było… w porządku.
Do czasu.
Po południu zjawił się on.. Wyglądał specyficznie, ale był jednym z tych ludzi, którzy nie wyróżniają się specjalnie z tłumu, chyba, że im na tym zależy.
- Nie żyje – powiedział od progu. I mimo, iż nie dodał, KTO nie żyje, to było jasne. Opadły mi ręce, łzy nie zdążyły nawet napłynąć do oczu, kiedy zaczął opowiadać.
- Cichociemni.* - Jego pierwsze słowo, tuż po tym, jak zaprosiłam go do środka. Jakby to miało cokolwiek wyjaśnić! Bezlitośnie kontynuował. – Zginął podczas akcji. Ratowaliśmy kogoś ważnego. Został z tyłu… i już nie wrócił. Cichociemni… Nie wiesz nic o nich? To elitarna jednostka wojenna, należał do niej. Jedyna w swoim rodzaju. Jedyna… do takich spraw. Odpowiedzialna za organizację wojny. Nie patrz tak na mnie, proszę. Wszyscy ryzykujemy, wszyscy możemy zginąć jeszcze dziś – rzucił mi smutne spojrzenie.
Zauważył pytanie w moich oczach. Dlaczego on, a nie ty? Moja twarz była w tamtym momencie jak otwarta księga.
Odchodząc, szepnął mi jeszcze kilka słów. Słów znaczących bardzo wiele, słów, które sprawiły, ze inaczej spojrzałam na to wszystko.

Gdybym mógł, zginąłbym zamiast niego.

02.09.1943r.

„Jeszcze się zobaczymy, ukochana” – te słowa powracają do mnie jak echo. Już rozumiem, co chciał przez to powiedzieć. Już rozumiem, że on wiedział, iż nie wróci. Rozumiem wszystko, z czego on zdawał sobie sprawę przez ostatnie cztery lata. Zobaczymy się. Zobaczymy się, jak przejdę na drugą stroną. Nie ważne kiedy i gdzie, on na pewno będzie tam na mnie czekał. Z tą myślą zamierzam żyć dalej. Przecież mój świat nadal ma fundamenty.

Wojenko, wojenko,
Co za moc jest w tobie,
Kogo ty pokochasz,
W zimnym leży grobie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sol dnia Pon 16:25, 06 Sie 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sal
Gęś Plastelinowa



Dołączył: 11 Sie 2005
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:27, 07 Paź 2005    Temat postu:

Wszelakie „nie nerwować”, „trza”, czy inne tego typu „se” są zamierzone i nie uznawane za błędy. No. Pamiętnik celowo urywa się na końcu, czemu – toż to raczej oczywiste.
I jeszcze raz wielkie przepraszam za opóźnienie

Wojenna Melodia

5 maja 1940
Słyszę tylko i wyłącznie jęki umierających, cierpiących i rannych. Po białych prześcieradłach płyną powoli strużki krwi, których jakimś cudem nie udało nam się zatamować. W powietrzu czuć spaleniznę. Nie pamiętam, ile wytrzymałam, nie wiem, jak długo jeszcze to zniosę...
Jestem otoczona przeszło tysiącem ludzi, a mimo to czuję się osamotniona. Dziwne, prawda? Moja babka zawsze powtarzała, że człowiek najbardziej samotny czuje się w tłumie. Przed wojną nie rozumiałam tego, teraz jednak jest to dla mnie jedna z najbardziej klarownych spraw; jeśli nie jedyna, którą rozumiem.
A nie mogę pojąć wielu rzeczy – tego okrucieństwa, tego bólu, z którym stykam się każdego dnia. Pamiętam, jak na kilka dni przed wrześniem narzekałam na nudę i monotonię. Cóż, dzisiaj nie odczuwam już znużenia, jednak z chęcią zamieniłabym te wszystkie wrażenia na pozbawione ich, spokojne życie, które wiodłam do tej pory...
Znowu narzekam. Helenka Marczykówna zganiła mnie za to, ze zamiast pomagać jak mogę siedzę tylko i użalam się nad sobą, chociaż inni to gorzej mają. I że powinnam się cieszyć, że nie walczę z mężczyznami, jak na przykład Eugenia Greszczyńska, tylko sanitariuszką jestem. To chyba znaczy, że mam szczęście, i że ona tez ma. A potem kazała mi zatamować krwotok jakiegoś rodaka, którego kula ugodziła w ramię.
Wcale mi się nie podobało, że młodsza o rok dziewczyna ze wsi dyryguje mną, mieszkanką stolicy, na dodatek pochodzącą z zamożnej i poważanej rodziny. Postanowiłam ją zignorować i w dalszym ciągu siedziałam na miejscu płacząc właściwie bez powodu. Wtedy właśnie dostałam pierwszą życiową lekcję – nigdy nie ignoruj młodej, pełnej siły i werwy sanitariuszki ze wsi. Helenka złapała mnie za ramię, boleśnie wpijając paznokcie w naskórek, wcisnęła mi w dłoń bandaże i spirytus salicylowy, ryknęła na mnie z mocą bawoła i kazała opatrzyć zakrwawionego, śmierdzącego wojaka.
Oczywiście, początkowo stawiałam silny opór, który łatwo zelżał pod wpływem Helenkowych gróźb („Zobaczysz, jak powiem siostrze Genowefie, to ci się odechce szlochów po kątach! Opatruj go, albo ci sama gębę bandażem owinę!”). Podeszłam zatem do owego mężczyzny, jednak w połowie drogi zatrzymałam się i przeniosłam spojrzenie z niego na ową wiejską dziewczynę, która ważyła się podnieść na mnie głos.
- Nie opatrzę go.
- Nie? A to dlaczego? – zainteresowała się Marczykówna bandażując głowę innego żołnierza.
-Bo to Niemiec – syknęłam, wskazując na prawe ramię wojaka. Helenka rzuciła na nie okiem, ale wzruszyła tylko ramionami. – Nie słyszysz? To Niemiec jest!
-No. Widzę. Głupia nie jestem, skończyłam szkołę. Flagi znam, jako tako. A cóż ci to przeszkadza, że on dla innych walczy? Ranny to zawsze ranny, a takim pomagamy – powiedziała zszywając ramię innego żołnierza.
Cóż z tego? Nie zamierzałam jej udzielać wyjaśnień, ona również o nic nie pytała. Powtórzyła tylko swój rozkaz i kazała mi się sprężać, bo siostra Genowefa takiego zachowania tolerować nie będzie, a ona mnie nie zamierza kryć. I dodała jeszcze na koniec, że rasizm niemiecki nie może być przykładem dla Polaków.
-Tak czy inaczej – Niemca nie dotknę! Brzydzę się! – krzyknęłam, mając w głębokim poważaniu to, co w danej chwili Helenka sobie o mnie pomyśli. – I niech Helenka nie rozkazuje mi, bo Helenka sama wie, że przy mnie jest nikim!
- Na wojnie wszyscy są równi, wiesz, Wanda? Niemiec, Polak – co za różnica? Ranny, toć pomóc mu trza, prawda?
- Trza? – zaśmiałam się. – Podobno skończyła Helenka szkołę? – zakpiłam, po czym wyszłam z namiotu zostawiając Szkopa bez pomocy. Jak Marczykówna jest taka mądra, to niech sama dotknie Niemca. A jeśli mu nie pomoże, to nawet lepiej – jednego mniej. To będzie za dobry uczynek policzone w Niebie.

6 maja 1940
Siostra Genowefa ukarała mnie za wczorajszy, jak to nazwała „niewybaczalny, rasistowski, typowo niemiecki uczynek dziewczyny, która się śmie nazywać Polką”. Przez najbliższy miesiąc nie wyjdę chyba z namiotu szpitalnego, chyba, że poproszę Helenkę o pomoc. A tego nie zrobię, nie będę prosić o pomoc gorszych od siebie.
Hm, czy to nie jest typowo niemiecka myśl? Może Pan Bóg pomylił się, i zamiast Hitlerowi podarował mnie moim rodzicom?
Tak czy inaczej – opatrzyłam dzisiaj tego feralnego Szkopa, przez którego dostałam karę za rasizm u siostry Genowefy. Nawet nie próbowałam być delikatna, przeciwnie – tak boleśnie zacisnęłam bandaż, tak mocno zszywałam ranę, że zapewne sparaliżowany umarłby z bólu. No i dobrze – odkupuję krzywdy swojego narodu. W typowo niepolski sposób.

7 maja 1940
Dzisiaj ów niemiecki wojak odzyskał przytomność. Najpierw nieprzytomnie rozejrzał się dokoła, potem, zapewne po zobaczeniu flagi Polski, zerwał się uderzając głową o pręt łóżka.
-Ej, co się pan tak rzuca? – spytała Marczykówna podbiegając do Szkopa. – Nie trza się bać ani nerwować. Jest pan wrogiem, to prawda, ale tylko kiedy zdrowie dopisuje. Jest pan ranny, więc pomożem, rozumie pan? Po-mo-żem! – zapewniła go matczynym tonem po czym poprawiła mu poduszki.
-Kto pani? – spytał z miłym, niemieckim akcentem.
Zaraz, nazwałam niemiecki akcent „miłym”? Faktycznie, ładnie brzmiący jest, ale w tych dniach powinien brzmieć w moich uszach jak skrzypienie obgryzionych paznokci po tablicy, a nie brzmi tak... Marczykówna ma rację – jestem dziwna. Dziwna jak... jak nie wiem.
- Helena Marczykówna, sanitariuszka, Polka – wyrecytowała wieśniaczka. – A pan?
- Johann Dieblisch... Porucznik. – Zdziwiło mnie, ze Szkop mówi płynnie po polsku. Przynajmniej na razie. – A... pani kto? – zwrocił się do mnie. Nie miałam zamiaru mu odpowiadać, udałam że nie słyszę. Po chwili jednak poczułam lekkie, acz znaczące kopnięcie w kostkę – Helenka raczyła mi przypomnieć, że siostra Genowefa ma szpicla w jej postaci i ze mną na pieńku.
- Wanda Skobolewska – odpowiedziałam wyniośle. – Proszę to zażyć.
Porucznik gładko przełknął tabletkę.
- Ma pani włosy... Ładne włosy, powiedzieć chciałem...
- Pan się nie przemęcza, Wandzia i tak pana nie słucha, pan lepiej się prześpi – wtrąciła Helenka.
- Kiedy na front wrócić? Ja kiedy?
- Bóg raczy wiedzieć, panie poruczniku. Pan się nie martwi, świetnie sobie, niestety, bez pana radzą... Nie trza się przejmować, dopóki nasi nie wyzdrowieją, tak ja mówię – zakończyła Marczykówna. – Wanda, ty chodź mnie pomóż, co? Tam się chyba spirytus wylał.

10 maja 1940
Szkop ma się, niestety, lepiej niż nasi. I gada za cały legion, albo jak piętnaście Helenek na raz. Opowiada jakieś brednie, jak to im w Niemczech dobrze, albo jaki to Berlin piękny (tak, żeby Warszawę albo Wilno zobaczył, to by mu się Berlin przestał momentalnie podobać tak bardzo), jaki to z Hitlera dobry polityk. A ja musze siedzieć przy nim i wysłuchiwać tego, bo mi siostra Genowefa kazała.
Dzisiaj zapytał się mnie, co ja robię na wojnie.
- Pomagam rannym – odpowiedziałam oględnie.
- Ale mężczyzny... mężczyźni... oni tez przecież lekarzami? Są lekarzami? U nas tylko mężczyźni w sanitariacie... Kobiety nie, wojna nie dla kobiet, Hitler by nie pozwolił...
Nagle poczułam przypływ żalu, ze nie jestem Niemką, nie siedzę w domu i nie uprawiam roli, tylko męczę się jako Polka na froncie opatrując rany.
- Imponu... Imp... Imponujecie mi, wiesz? – powiedział cicho.
- Czym niby? – prychnęłam.
- Męstwem i odwagą... Jak lwy... Austry... Austriacy... Oni się bez walki poddali... a wy nein, wy walczycie...
Polska najodważniejszym narodem? Interesujące, naprawdę. Nie powiedziałabym tak.

30 maja 1940
O Boże. O Boże. O Boże.
Czuję się jakbym zdradziła Polskę. Jakbym była dezerterem, jakby...
Ale z drugiej strony, jeśli o tym pomyśleć... to nawet chciałabym to powtórzyć... I przez to czuję jeszcze większy wstręt.
Pocałowałam Niemca.

1 czerwca 1940
Helenka wpadła do namiotu, rzuciła mi karabin (którego, nawiasem mówiąc, nie złapałam), i krzyknęła:
-Zaczyna się! Jak Bóg da, to i tera Szkopów rozgromić się uda! Tylko musi się Wanda pospieszyć, bo tu się czas liczy!
-A ranni?
-Siostra Genowefa zostaje na stanie! Niech się Wanda rusza! Szybko!
Siedzę teraz za jakimś drzewem i myślę o Niemcu. Moim Niem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patiinka
Oswojona?...



Dołączył: 13 Sie 2005
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: Wto 16:11, 11 Paź 2005    Temat postu:

Sal : z grubsza podobało się. Ciekawe- w końcu na mój ulubiony temat. Fane zakończenie. Choć szybko zakochała się w tym Niemcu. I szkoda, ż nie mam pojęcia ile ona może mieć lat, jakim cudem znalazła się w sanitaiacie zamiast w stolicy i właściwie gdzie ten sanitariat się znajduje. I trochę początek przynudnawy, troszku mi się go czytać nie chciało.
Tylko co do głupich goryli ma znaczyć: "W typowo niepolski sposób." To jaki jest niepolski? ke?
I jakoś ten sarkazm w tym zdaniu : "Polska najodważniejszym narodem? Interesujące, naprawdę. Nie powiedziałabym tak." nie bardzo jest na miejscu....
No i w ogóle w tamtych czasach Polki "z dobrych domow" właśnie cieszyły się z pomocy charytatywnej jaką mogły okazać żołnierzom.

Sol : te "Wstawki" piosenek sa ok. Całkiem na miejscu. Ale ogólnie - jakoś reszta licha. Taka typowa telenowela : ah, ja go kochałam, a on na wojnie umarł. Choć "gdybym mógł umarłbym za niego" troche podratowało sytuację. No i później to zakończenie: ah, zobaczymy się!... Jakoś w ogóle mi nie pasuje. Jak dla mnie mogłoby się skończyć nawet gdzieś po "Gdybym mógł, umarłbym za niego"

I nie wiem, czy teraz mam wystawić swój werdykt?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sirocco
Dziecię Gwieździste



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekarnika

PostWysłany: Wto 20:46, 11 Paź 2005    Temat postu:

Patiinka, a regulaminu to nie łaska przeczytać? co, oczki bolą na stare lata?
odsyłam do sali wyzwań, przeczytać i dopiero tutaj pisać.

a teraz przechodzę do rzeczy.
Styl
tu zastrzeżeń większych nie mam. ale wydaje mi się, że u sal styl był mniej spójny, taki trochę rozchwiany- nie chodzi mi o wypowiedzi bohaterów, tylko ogólnie. dlatego w stylu:
Sol 5/5
sal 4/5

Fabuła
oba teksty dosyć przewidywalne, bez jakiegoś zaskoczenia, na które miałam nadzieję. ale Wen nie sługa, nie przychodzi na zawolanie (o czym wiem aż za dobrze). u sal trochę żywiej, więcej się dzieje, ciekawiej.
Sol 3/5
sal 4/5

Bohaterowie
u Soli główną bohaterkę jakoś trudno scharakteryzować, jest za mało wyraźna. bohaterka Neyasia jest bardziej wyraźna, barwna, chociaż teź ma trochę zachwiania osobowości
Sol 3/5
sal 4/5

Pomysł
nie popisałyście się specjalnie, dziewczynki. wojna to z jednej strony temat, w którym łatwo wpaść w tkliwość i schematyczność, ale z drugiej strony niesamowicie szerokie pole do popisu. naprawdę można było wyciągnąć więcej. u Soli fajnie wstawione fragmenty piosenek.
Sol 3,5/5
sal 3/5

Ortografia i interpunkcja
u soli, o ile dobrze pamiętam, błędów nie było - zresztą, zdziwiłabym się, gdyby były, bo ona jest niesamowicie wyczulona na tym punkcie. u sal co prawda ortów nie było, ale wyślepiłam nie jednego int-a, a i jakieś literówki.
Sol 5/5
sal 3/5

a teraz spróbujemy podliczyć... (no, Sirra, pochwal się swoją piątką z matmy Smile )
Sol 19,5
sal 18


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sal
Gęś Plastelinowa



Dołączył: 11 Sie 2005
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:54, 13 Paź 2005    Temat postu:

tez zawsze wychodzę z założenia, ze najlepiej głupa grać XD.

btw, Sir, powiedz mi, kiedy wg regulaminu powinien zakonczyc sie pojedynek?? (licz od daty wklejenia mojego, ekhm... dzieła)

i, na zakonczenie - nie śmiecić, bo zatlukę. mopem na dodatek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sirocco
Dziecię Gwieździste



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekarnika

PostWysłany: Czw 18:49, 13 Paź 2005    Temat postu:

21 pażdziernika?
czemu niby ja ci to mam mówić? nie możesz sobie policzyć? Razz

edit: czyli termin minął...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Sala Pojedynków Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin