Forum Młodzi Literaci Strona Główna Młodzi Literaci
czyli co się dzieje, kiedy młodzież pisze
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sceptic "WSZYSTKO, CO ZŁE"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Opowiadania, powieści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sceptic
Pisarskie Dzieciątko



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z Zewnątrz

PostWysłany: Nie 17:30, 06 Lis 2005    Temat postu: Sceptic "WSZYSTKO, CO ZŁE"

Uwaga - to nie jest FF oparte o "Wiedźmina", przynajmniej nie miało być. Pisałem to jako czternastoletnie pacholę, mój styl się kształtował i był bardzo podatny na wpływy. zwłaszcza tak potężne, jak wpływ Sapkowskiego.


WSZYSTKO, CO ZŁE (2001)


I

Stangret chwycił wodze. Kareta zaprzęgnięta w dwie gniade klaczki ruszyła z wolna. Konie szły dostojnego stępa, trzymając łby w górze. Stangret nie miał zamiaru ich popędzać. W końcu to były królewskie konie, a on był królewskim stangretem.
Stangret. Ładna nazwa, pomyślał. I godna posada. Nie płacą za dużo, ale za to nie można narzekać na huk roboty. Stangret ma tylko powozić. Nie jest odpowiedzialny za konie - od tego ma koniuchów. Nie odpowiada za stan karety - od tego też ma ludzi. On ma tylko być zawsze do dyspozycji króla. Fajna fucha, myślał stangret. Nieźle mi się trafiło.
Na imię miał Jonach. Jego matka pochodziła z jakiejś podrzędnej rodziny szlacheckiej. Nie wiedział o niej wiele, oprócz tego, że w herbie miała podkowę. Jego matka była więc szlachcianką... Gorzej z ojcem - nie wiadomo, kim był. Zapewne nie szlachcicem: szlachcice nie zwykli płodzić dzieci przygodnym szlachciankom. O nie, szlachcice mieli wszystko zaplanowane. Cały kierunek rozwoju genealogii był pod ścisłą kontrolą. Jeszcze zanim szlachcic przyszedł na świat wiadomo było, z kim, ile, po co, dlaczego. Matka Jonacha też miała zaplanowane życie. Wywiązała się z rodzinnych planów w pełni, a nawet z naddatkiem: oprócz planowanych dwóch córek powiła jeszcze bękarta.
Matka-szlachcianka oczywiście oficjalnie się go wyrzekła. Oficjalnie, bo nieoficjalnie wciąż starała się mu pomagać. Wiedział, że to dzięki jej wpływom dostał pracę w królewskiej stajni. To nawet pasowało do herbu rodzinnego: podkowa. Nie było źle: bili, ale tylko czasem, za to jeść dawali trzy razy dziennie. A jak nikt nie patrzył, można było dosiąść któregoś z koni Jego Wysokości. Raz za coś takiego królewski wykidajło tak złoił mu skórę, że przez tydzień siadał na poduszce. Ale nigdy tego nie żałował.
Jonach był stajennym przez wiele lat. Myślał, że do końca życia będzie czyścił królewskie stajnie i zmieniał koniom obrok. I chyba miałby rację, gdyby nie pewien szczęśliwy zbieg okoliczności. A raczej seria szczęśliwych wypadków, której na imię: rebelia.
Przyczyną całego zamieszania były w istocie elfy. To elfy rozpoczęły desanty na całym obszarze L'Axurre. I, jak zwykle, udało się im przechytrzyć ludzi. Mało tego, że nie wiadomo było, skąd zaatakują elfy. Mało, że elfy zaatakowały od środka, że elfie komanda otoczyły stolicę. L'Axurre po prostu nie było w stanie prowadzić wojny na wszystkich frontach. A elfich wojsk było dużo, coraz więcej. Nie tylko poruszały się od stolicy w głąb kraju - później zaczęły po prostu atakować frontalnie, na graniczne twierdze. Kiedy król decydował, żeby przesłać posiłki do marchii zachodniej, elfy natychmiast zmieniały kierunek i atakowały tam, gdzie granice były słabo strzeżone. W końcu nasunął się oczywisty wniosek: ktoś na dworze królewskim był szpiegiem. Ktoś z najbliższego otoczenia króla pana musiał być elfim szpionem.
Posypały się głowy, szafoty spłynęły krwią. Wiele poważanych rodów popadło w niełaskę - inne umocniły swą pozycję na królewskim dworze. Co sprytniejsi donosili na swoich odwiecznych wrogów, fabrykując rzekome "niepodważalne dowody".
Jonach przyglądał się temu z perspektywy stajennego. W tym czasie jego matka została królewską faworytą. A on sam: pierwszym stangretem Jego Wysokości Króla. W tym wszystkim najśmieszniejsze było to, że Jonach nie wiedział nawet, jak się ów król nazywa. W najmniejszym stopniu nie przeszkadzało mu to jednak w pobieraniu za swoją pracę całkiem niezłego wynagrodzenia. A mówią, że wszystko co złe, to przez elfy.
Jonach był już stangretem, kiedy sprawy zaczęły się jeszcze bardziej komplikować. Król oficjalnie stwierdził, że elfy zamieszkujące Wielki Las nie tworzą spójnego narodu ani nawet mniejszości narodowej. Innymi słowy: elfy nie działają w imieniu żadnego z oficjalnie istniejących państw ani plemion. Niemożliwoącią więc było wypowiedzenie im wojny. L'Axurre pozostało tylko się bronić. Atakować bez oficjalnego wypowiedzenia wojny nie pozwalał honor i duma narodowa.
Oczywiście, zakrzyknęli obserwatorzy. Oczywiście - duma narodowa nie pozwala atakować elfów, ale pozwala stać z założonymi rękami i patrzeć, jak wraże wojska przejmują kolejne miasta.
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca miało miejsce sześć zamachów na króla. Wszystkie w porę udaremniono lub zwyczajnie się nie powiodły. Za każdym razem król dziękował za zatrutą zupę, nie wznosił toastu zatrutym winem... albo zakładał zbroję na spacer po dziedzińcu. Zbroję, której nie mógł przebić zdradziecki sztylet. Monarcha zachowywał się tak, jakby o wszystkich próbach pozbawienia go życia wiedział z góry i tylko drwił sobie z zamachowców.
To wszystko pachniało grubą szpiegowską aferą; choć niemal wszyscy z najbliższego otoczenia króla zostali w jakiś sposób pozbawieni stanowisk, a nierzadko życia, na królewskim dworze wciąż znajdował się szpieg. W dodatku, zdało się, dwóch szpiegów, albo jeden szpiegujący dla obu stron.
Wszyscy w L'Axurre zachodzili w głowę. Ale nie Jonach. Jonach był królewskim stangretem. Stangret nie był za nic odpowiedzialny; miał tylko powozić.
Jonach pociągnął wodze. Dwie gniade klaczki posłusznie skręciły, nawet na chwilę nie zginając szyj, ani nie przyspieszając nad dostojnego, iście królewskiego stępa.
A wszystko, pomyślał Jonach, zaczęło się tego pamiętnego dnia, kiedy to siepacze Jego Wysokości ubili w końcu tego osławionego renegata. Tego obrzydłego odszczepieńca: Imrasila Eil'thaniela, znanego jako Długouchy Łucznik.

II

Ktoś cichutko zapukał do drzwi.
- Woi? - spytał Ynsil podejrzliwie.
- Elo - odpowiedział lakonicznie ktoś zza drzwi, a głos miał zniecierpliwiony.
- Woi: elo? - Ynsil nie dawał za wygraną.
- Imrasil. Otwierajcież, cholernie tu zimno.
Ynsil powoli, niespiesznie podszedł do drzwi, zajrzał przez judasz. Tę twarz poznałby na końcu świata.
- To ty, Ynsil? Otwieraj, cholera, bo zamarznę!
Zamek w drzwiach zgrzytnął, po chwili do wnętrza wszedł słynny Imrasil Eil'thaniel. Długouchy łucznik.
- Witaj, Ynsil. Masz coś do jedzenia? - zapytał.
- Witaj, Eil'thaniel. Choć może powinienem cię nazywać: długouchy? A jedzenie mam. Strawa ta może niegodna słynnego renegata poszukiwanego listem gończym Jego Królewskiej Mości. Niegodna elfa, na którego polują wszyscy siepacze od Gór Wysokich po Wielką Wodę...
- ...z wyłączeniem Wielkiego Lasu. A my, dziwnym zbiegiem okoliczności, jesteśmy właśnie w Wielkim Lesie. Skończ z tym pustosłowiem, Ynsil. I daj, co tam masz. Byleby ciepłe było, bo cholernie dzisiaj zmarzłem.
- To bohaterowie narodowi też marzną?
- Milcz, Ynsil. I daj w końcu jeść.

III

Imrasil jadł cienką polewkę z kaszą, stukając łyżką o dno miski, a kolczyki na jego długich uszach rytmicznie podrygiwały.
Ynsil obserwował go. Znał go już dobre sześćdziesišt lat, ale go obserwował.
Imrasil był wysoki, nawet jak na elfa. Był też szczupły, by nie powiedzieć: chudy, lecz Ynsil był pewien, że pokonał już niejednego tęższego od siebie.
Twarz miał jak zwykle ponurą, milczącą i surową, ozdobioną misternym tatuażem. Spiczaste uszy zdobił kolczykami. Ynsil słyszał, że raz po pijaku obciął sobie nożem szpic jednego ucha. Choć znał go dobrze i absolutnie w tę plotkę nie wierzył, musiał przyznać, że lewe ucho faktycznie miał znacznie krótsze od prawego.
Ubrany był w płócienną koszulę. Teraz była raczej szaro-bura. Ale kiedyś z pewnością była fioletowa - elfie oddziały stroiły się zawsze na fioletowo.
Imrasil przy pasie miał przypięty wojskowy miecz. Nie był to elfi brzeszczot, taki, jaki noszą dowódcy oddziałów. To był prosty, przeciętnej jakości miecz. Ludzkiej roboty, zapewne zdobycz wojenna.
Oprócz zdobycznego miecza Imrasil miał też łuk, prawdziwe elfie rękodzieło. Kombinacja drewna z cisu i wiśni zapewniała odpowiednią siłę przy stosunkowo małym naciągu. Oko Imrasila natomiast zapewniało niesamowitą wręcz celność. Nie od wczoraj wiadomo było, że Imrasil Eil'thaniel to najlepszy elfi łucznik. Na dworze L'Axurre mawiano: jeśli chcesz umrzeć szybko i bezboleśnie, przejdź się Wielkim Lasem. Tam na pewno zobaczy cię Długouchy, a on nie pozwala długo cierpieć swoim ofiarom.
Ynsil wiedział, że za ten łuk na czarnym rynku oferowano sumkę równą rocznemu przychodowi wszystkich winnic L'Axurre. Innymi słowy: łuk Imrasila był wart więcej niż całe elfie wojsko. Komplementując wojaków.
- Niespokojne czasy nastały - zaczął Ynsil powoli.
- Racja.
- Wiesz, że za twoją głowę jest wyznaczona niezła nagroda?
- Wiem.
- Ja na twoim miejscu schowałbym gdzieś swoją bezcenną głowę i przeczekał rebelię.
- A ja na twoim bym się zamknął. Chyba, że nie darzyłbym swoich bezcennych zębów specjalnym szacunkiem.

IV

Imrasil jadł już trzeci talerz polewki. Ynsil cichcem wymknął się do kuchni, otworzył okno, przez które natychmiast wdarł się do wnętrza przenikliwy chłód.
- Ynsil, co robisz? Zamknij, cholernie dzisiaj zimno!
Elf nie zwrócił na niego uwagi. Ustawił przy otwartym oknie trzy świeczki i po kolei je zapalił. W krzakach coś się poruszyło.
- Ynsil, do cholery! Zamknij to okno, bo przeziębisz bohatera narodowego!
- Już, Imrasil. Już zamykam.

V

Drzwi otworzyły się równie głośno, co niespodziewanie.
Do wnętrza wpadło sześciu uzbrojonych po zęby siepaczy. Imrasil wstał błyskawicznie i wyciągnął miecz. W lewej ręce momentalnie pojawił się wyciągnięty z cholewy sztylet. Siepacze przybrali bojowe pozy starając się otoczyć elfa.
- Nie dostaniecie mnie bez walki. Jestem Imrasil Eil'thaniel!
Ynsil skulił się na klepisku kuchni, zaciskając uszy. Nie mógł zacisnąć ich tak mocno, by nie słyszeć dochodzących zza ściany wrzasków, szczęku broni i trzasku łamanych mebli.



VI

Na podłodze leżało czterech martwych siepaczy. Piąty został wyrzucony przez okno. Fuorio Tielle, jedyny, który przeżył potyczkę, dyszał ciężko, oparty o miecz, krew wolno ściekała mu z pękniętego łuku brwiowego. Przed nim, u jego stóp, leżał słynny Imrasil Eil'thaniel, Długouchy Łucznik. Jego wyciągnięta dłoń jeszcze drgała konwulsyjnie, jeszcze próbowała chwytać miecz. Ale żadnego miecza tam nie było.
- Już... już po... wszystkim? - wyjąkał Ynsil, głośno przełykając ślinę i podnosząc się z podłogi.
- Długouch bronił się jak lew... - dyszał Tielle. - Zasiekł czterech, piątego wyrzucił przez okno... Sam nie dałbym mu rady, gdyby nie był już zmęczony i tęgo poharatany...
- Imrasil był bohaterem - stwierdził Ynsil. - I zginął jak bohater, w walce. Cholera, nie domyję tej podłogi...
- Zadanie wykonane. Dzięki za pomoc... Ynsil. Dzięki tobie nie muszę się już martwić o emeryturę. A mówią, że wszystko co złe, to przez elfy.
- Wezmę jego łuk - powiedział Ynsil po chwili. - To za mój wkład w zamach.
- Bierz... Mi wystarczy nagroda za jego głowę.
Ynsil przyjrzał się broni krytycznie, odwrócił się do dogorywającego elfa, swojego starego przyjaciela, który teraz konał na klepisku w kałuży krwi.
- Numê, Eil'thaniel - rzekł ze skruchą w głosie. - Czasy ciężkie, a żyć trzeba.

VII

Stangret wstrzymał karetę. Klaczki zatrzymały się posłusznie. I nie spuściły łbów, choć szyje im pewnikiem zdrętwiały.
- Jesteśmy na miejscu, Wasza Królewska Mość! - oznajmił.
Monarcha wysiadł z karety. O własnych siłach, choć zawsze towarzyszyli mu przy tym słudzy. Ale nie tym razem - tym razem to nie była oficjalna wizyta, można więc było pominąć protokół.
Król, stawiając kolejne kroki, pobrzękiwał orężem i ostrogami. Tego dnia nie był ubrany jak król, ale jak rycerz. Jakby szedł na wojnę, nie na spotkanie polityczne.
Jonach westchnął, zsiadł z ławeczki i zaczął rozglądać się po okolicy. Z dumą i wyniosłością właściwą jego posadzie.
Dobry stangret nie powinien dziwić się absolutnie niczemu. Wszystko powinien przyjmować z zimnym wyrachowaniem. Również fakt, że jego kareta stała właśnie przed obozem elfich wojsk.

VIII

- Lutvic II Szczodry, syn Lutvica Śmiałego, król L'Axurre... - wyrecytował Elsin powoli. - Elfi szpieg. Nasz szpieg. Dobry chłopiec.
Król skłonił się sztywno.
- Warunki spełnione. Rzetelnie informowałem was o wszystkich moich posunięciach.
- A my w zamian sześć razy ratowaliśmy twój królewski tyłek. Mało tego, poświęciliśmy naszego najlepszego strzelca po to, żeby zamknąć gęby krytykom. Swoją drogą... Nie wystarczyłby ktoś mniej sławny? Musiało paść na Imrasila?
- Zginął w imię autonomii - skwitował siedzący obok elf. - Piękna śmierć dla bohatera.
-Skoro już jesteśmy w temacie... - podjął Elsin - rachunki są wciąż nie wyrównane.
-Zgoda - rzekł monarcha bez mrugnięcia okiem.


IX

Jonach wszystko słyszał. I niczemu się nie dziwił. W końcu był królewskim stangretem.

X

Tak oto na ziemiach L'Axurre powstała elfia autonomia. Choć z początku był to tylko skrawek ziem na północy, między Królestwem a Wielkim Lasem, z biegiem dziesięcioleci całe L'Axurre zostało podbite lub dobrowolnie przyłączyło się do Demokratycznej Republiki Elfów Leśnych. Nie było to wcale trudne: wystarczyło elfiego sprytu i ludzkiej ciemnoty.
Równo dwieście lat po powstaniu Republiki Elfów Leśnych jej mieszkańcy zerwali wszelkie kontakty z pozostałymi elfami zamieszkującymi Wielki Las i Elvenfield, zwany po elficku Uldessenarem.
Później historia się powtórzyła: całe dawne terytorium L'Axurre wróciło we władzę ludzi, a to za sprawą słynnego przywódcy Jean’a Sprawiedliwego. Oficjalnie to on przywrócił ludzi na elfie terytoria, choć prawda była odrobinę inna. Jak zwykle wszystko zaczęło się od elfów...
Po elfach nie zostało prawie nic: nawet miasta i kasztele zburzono, by móc na ich miejscu wybudować nowe. Ludzkie. Nie zmienił się tylko pierwszy człon nazwy, która od czasów Jean’a Sprawiedliwego brzmiała: Demokratyczna Republika L'Axurre. Choć, jak przyznają historycy, z demokracją bywało różnie.
Lutvic II Szczodry, zdrajca i szpicel, został ogłoszony bohaterem narodowym. Doskonałym dyplomatą, który w tak pokojowy sposób położył kres rebelii.
Imrasil Eil'thaniel również był bohaterem elfów. O jego heroicznej śmierci, która miała tak kolosalne znaczenie dla elfiej autonomii, uczono w szkołach. Oczywiście o spisku Ynsila i królewskich siepaczy historycy nie wspominają. Dyć nie sposobi.
Historia lubi płatać figle. Może więc warto czasem zastanowić się, kim w istocie byli bohaterowie narodowi?
Według proroctwa na Republikę ma spaść Siedem Plag, jako kara za wojny, spiski, prześladowania i rasizm.
Ale kto by wierzył prorokom?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sirocco
Dziecię Gwieździste



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekarnika

PostWysłany: Nie 18:31, 06 Lis 2005    Temat postu:

ech, ech. aż mi się łezka w oku zakręciła. doskonale pamiętam te czasy, gdy pisałam "pod wplywem". dlatego zupełnie to wybaczam.

wybaczam tym bardziej, że czytało mi się całkiem przyjemnie. pomijając to, że musiałam poprawić i wyciąć wszystkie krzaki, których było tu pełno - kwadraciki i inne znaczki zamiast ś, ą. w kilku miejscach nie byłam pewna, poprawiłam na apostrofy, albo zostawiłam.

tak czy siak, czytało mi się przyjemnie, zwłaszcza fragmenty o elfach, bo ja baaardzo lubię elfy... tylko kolejny raz, wypowiedzi bohaterów w niektórych miejscach nienaturalne.

no i uważam że końcówka, cały akapit X, jest zupełnie zbędny. psuje klimat tekstu i psuje dobre wrażenie. spodziewałam się na końcu raczej jakiegoś przewrotnego stwierdzenia, nie podsumowania "historycznego".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Opowiadania, powieści Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin