Forum Młodzi Literaci Strona Główna Młodzi Literaci
czyli co się dzieje, kiedy młodzież pisze
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sceptic "PTASZNIK"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Opowiadania, powieści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sceptic
Pisarskie Dzieciątko



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z Zewnątrz

PostWysłany: Nie 17:27, 06 Lis 2005    Temat postu: Sceptic "PTASZNIK"

PTASZNIK (2001)

Ci, którzy kochają ptaki, mają lekką śmierć

I

Olbrzymia sokolica o prawie sążniowej rozpiętości skrzydeł pikowała z ogromną prędkością wprost na głowę wojowniczki.
Kobieta sprawnie uskoczyła, turlając się kilka kroków w bok. Sokolica wzbiła się w górę, zawisła w powietrzu, zatoczyła obszerny krąg, wypatrując odpowiedniej chwili, by znów uderzyć. Wojowniczka błyskawicznie się podniosła.
-Dobrze, Szarka, bardzo dobrze! Twoje skrzydło jest już prawie w porządku. Uważaj, bo następnym razem mogę nie zdążyć z unikiem... – jej słowa, wypowiedziane najwyraźniej do atakującego ją ptaka, zabrzmiały jak przestroga.
Sokolica nazwana Szarką jakby na znak przeprosin potulnie wylądowała na przedramieniu wojowniczki, wczepiając się potężnymi szponami w grubą skórzaną rękawicę. Uderzenia wielkich skrzydeł wzbudzały przyjemny powiew powietrza, który omiótł twarz i zburzył długie włosy wojowniczki.
-No, koniec zabawy, niegrzeczny ptaku. Teraz przeleć się po okolicy i zbadaj teren...
Szarka nie usłuchała. Przyglądała się kobiecie w niemym oczekiwaniu, przechyliwszy zadziornie głowę.
Wojowniczka uśmiechnęła się, wręczając ptakowi suchar. Ptak błyskawicznie pochłonął smakołyk i odbił się do lotu nad zadrzewioną niecką.
Kobieta poprawiła miecz na plecach i usiadła na ziemi opierając się o gruby pień dębu. Wystawiła delikatnie zarysowaną twarz do słońca z myślą, że trochę opalenizny jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Kobieta nazywała się Valara. Był to skrót od jej prawdziwego imienia. Pochodziła z leśnego plemienia wojowniczek.
Nosiła czarny skórzany gorset gęsto nabijany srebrnymi ćwiekami, miecz zaś miała przytroczony przy pasie, na biodrze. Klinga nie była długa, nie utrudniała więc ruchów. Przez ramię miała przewieszony kołczan i łuk. Bardzo dobry łuk refleksyjny wykonany z kilku dokładnie dopasowanych kawałków drewna. Łuk, którego cięciwa była tak mocna, że zostawiała nieładne ślady na twarzach i dłoniach władających nim wojowniczek. Pod tym względem Valara nie stanowiła wyjątku. Ślad cięciwy na jej policzku był wyraźny, co dodawało jej swoistej „wojowniczej” urody.
Całości uzbrojenia dopełniały długie rękawice i wysokie jeździeckie buty. Tak jak gorset, kołczan i pochwa miecza, były one wykonane z wysokiej jakości czarnej skóry.
Odsłonięte fragmenty ciała Valary, czyli twarz, szyja, ramiona, skromny dekolt i uda były ciemnobrązowe od długich wędrówek na słońcu. Ten kolor idealnie komponował się z jej kruczymi włosami. Były one obowiązkowo długie, jak u wszystkich wojowniczek z jej plemienia. Długie włosy bowiem to symbol kobiecej indywidualności i niezależności. Jako, że nie były one wybitnie praktyczne, wojowniczki układały je w najrozmaitsze, mniej lub bardziej skomplikowane konstrukcje, aby nie przeszkadzały podczas walki. Z czasem sposób układanie włosów stawał się znakiem rozpoznawczym poszczególnych leśnych wojowniczek, a nade wszystko czynnikiem odróżniającym je od pozostałych wojujących niewiast, które ścinały włosy przy samej skórze, by pasowały pod hełm.
Valara miała pokaźnych rozmiarów kuc na środku głowy, podwiązany szerokim skórzanym pasem, dodatkowo jeszcze zapleciony w kilkadziesiąt drobnych warkoczyków, z których najdłuższe sięgały za łopatki. Takie ułożenie włosów było niezwykle trudne i wymagało mnóstwa czasu. Jednak Valara, tak jak inne podobne jej wojowniczki, poświęcała się tej pracy z radością. W końcu była to jedna z nielicznych czysto kobiecych przyjemności, na które pozwalały twarde reguły leśnego plemienia. A długie włosy jednym z niewielu kobiecych atrybutów, jakie te reguły pozwalały zachować.
Mimo całego regulaminu, mimo długo wpajanej nienawiści i podejrzliwości głównie w stosunku do mężczyzn, mimo magicznie obniżonemu poziomowi niektórych hormonów Valara pozostawała niezwykle zgrabna i atrakcyjna. Był to efekt długich ćwiczeń i skromnego odżywiania, ale również swego rodzaju broń, a raczej przynęta na nieostrożnych mężczyzn. Valara, jak i inne wojowniczki z jej plemienia, potrafiła w iście zabójczy sposób łączyć wspaniałą sylwetkę z szybkim i cichym ostrzem.
Wojowniczki takie jak Valara często podróżowały w towarzystwie oswojonych zwierząt. Valara przygarnęła ranną w skrzydło samicę sokoła, którą nazwała Szarką, od szarego koloru piór. Szarka miała jeszcze partnera, ale Valara nie mogła mu pomóc – regulamin nie pozwalał pomagać jakimkolwiek samcom.
Szarka już prawie zapomniała o dawnym urazie i w wydatny sposób pomagała Valarze w czasie podróży, czy to wskazując odpowiednie miejsca na rozbicie obozu, czy to dotkliwie raniąc wroga szponami, czy też wyłapując drobne gryzonie a nawet większą zwierzynę. Cóż, w lesie nie zawsze trafi się zając, jeleń albo dzik, czasem trzeba zadowolić się kuną, fretką czy nawet szczurem. Do wszystkiego można jednak przywyknąć, zwłaszcza, kiedy przeżyło się w podróży tyle dni co Valara.

Wojowniczka wciąż widziała Szarkę jako mały szary punkcik na błękitnym niebie. Sokolica zatoczyła kilka obszernych kół nad niecką. Nie wyglądało to na dokładne oględziny terenu. Valara wiedziała jednak, że sokół szybując sto sążni nad ziemią potrafi w gęstym lesie zauważyć mysz ukrytą w trawie.
Szarka pomału się zbliżała, Valara wstała więc i nadstawiła rękę, aby ptak mógł na niej wylądować.
Sokolica wpiła się szponami w jej przedramię o mało nie przebijając grubej rękawicy. Otworzyła szeroko dziób, wydając z siebie ostrzegawczy odgłos. Zatrzepotała wielkimi skrzydłami, nie puszczając rękawicy próbowała wzbić się w górę szarpiąc wojowniczkę za rękę. Nie dało się ukryć, że Szarka była wielce zaintrygowana tym, co zobaczyła.
-Spokojnie, Szarka, opanuj się! – kobieta przemówiła do ptaka karcąco.
Sokolica w odpowiedzi jeszcze mocniej zatrzepotała skrzydłami, mało nie wyrywając jej ręki ze stawu.
-Szarka! – krzyknęła Valara.
Ptak na dźwięk komendy przestał się szamotać. Spojrzał na Valarę z wyrzutem malującym się w paciorkowatych oczach. Wojowniczka nie lubiła, kiedy Szarka tak na nią patrzyła. Wydawało jej się, że sokół chciałby coś powiedzieć, gdyby tylko mógł mówić. Nie musiał jednak posiadać tej umiejętności – spojrzenie niosło więcej treści niż słowa.
Podziałało. Wojowniczka ustąpiła.
-Spokojnie, mała, spokój to podstawa. Zaraz mnie zaprowadzisz w to miejsce, które cię tak zaniepokoiło...
Słysząc to Szarka natychmiast poderwała się do lotu. Leciała powoli, trzymając się około dwóch sążni nad ziemią, tak, by wojowniczka mogła ją widzieć i nadążać za nią.
Zeszły z nasłonecznionego pagórka do głębokiej, porośniętej gęstym lasem niecki.

II

Valara poruszała się powoli, możliwie bezszelestnie, by spłoszona zwierzyna nie oznajmiała wszem i wobec jej obecności. Szarka prowadziła ją lecąc nisko nad ziemią, co kilka sążni zatrzymując się na gałęzi drzewa i bacznie wypatrując towarzyszki.
Las porastający nieckę był ciemny, wilgotny, wyjątkowo obcy i straszny. Tak z pewnością postrzegłaby go zwykła kobieta. Ale nie leśna wojowniczka.
Dla Valary las nie był obcy. Słyszała niemal oddech drzew, liści i porostów. Czuła, jak pełne życiodajnej wody soczyście zielone mchy dzieliły ją równo między wszystkie żywe organizmy. Wiedziała, że ukryte w gąszczu mchu żyjątka użyźniają glebę, by same stały się jej częścią. Gleba z kolei oddawała ich życie drzewom. Valara zdawała sobie sprawę, że przerwanie tego odwiecznego cyklu byłoby nieodwracalne. I fatalne w skutkach.
Valara nie była w lesie nieproszonym gościem, zakłócającym równowagę i płoszącym zwierzynę. Była jego żywym elementem, jego kolejnym organizmem. Nauczono ją tego, że przyroda to najgroźniejszy przeciwnik. Potrafi bowiem z równą doskonałością dawać życie, jak i je odbierać. Dlatego jeśli chce się przeżyć na jej łonie, trzeba nauczyć się z nią współpracować. I służyć jej. Bowiem przysługa oddana naturze tylko pozornie wydaje się bezzwrotna.

Wojowniczka klnąc pod nosem, przebijała się przez gęste chaszcze. Już od kilku minut nie widziała Szarki. To stanowczo za długo, pomyślała. Na pewno się zgubiła albo bawi się ze mną w jakąś głupią grę.
Wtedy usłyszała krzyk sokoła. Szarka!
Valara odwróciła się tak gwałtownie, że jej cienkie warkocze smagnęły ją nieprzyjemnie po twarzy. W miejscu, z którego dochodziły ptasie odgłosy, w odległości jakichś dziesięciu sążni stało olbrzymie drzewo. Jego pień był tak gruby, że z powodzeniem można było w środku urządzić sporą izbę.
Wojowniczka zbliżyła się do drzewa. Znów usłyszała nawoływanie sokoła, tym razem dobiegające z góry. Uniosła głowę. Na jednej z gałęzi wielkiego drzewa siedziała Szarka, wydając z siebie charakterystyczny odgłos, którym sokół oznajmiał: „tutaj jestem!”.
Valara pozwoliła sokolicy wylądować na swoim przedramieniu.
-No, Szarka, to faktycznie duże drzewo. Jeśli to jedyna rzecz, jaka cię zaniepokoiła, to chyba prowadzisz zbyt spokojne życie. No już, prowadź z powrotem! – wojowniczka wypowiadała te słowa szeptem, gdyż w pobliżu dziwnego drzewa bała się podnieść głos.
Wykonała ruch ręką, który był dla sokolicy sygnałem do lotu.
Szarka jednak nadal trzymała jej rękawicę w potężnym uścisku wielkich szponów. Przechyliła głowę i zaczęła świdrować swymi paciorkowatymi oczyma Valarę, w sposób, którego ta nie lubiła. Może dlatego, że wyraźnie niósł jakieś głębsze przesłanie.
Znów usłyszała łopot skrzydeł i krzyk, tym razem co najmniej dziesiątki ptactwa.
Możliwie jak najciszej wyciągnęła miecz. Intuicja, kolejny kobiecy atrybut, którego nie została pozbawiona przez twarde reguły wojowniczek, podpowiedziała jej, że trzeba zachować ostrożność. Zaczęła obchodzić drzewo powoli, bardzo ostrożnie, opierając się plecami o pień.
I to był jej błąd.
W pniu była bowiem olbrzymia jama, do której wejście mieściło się przy samej ziemi. Nie przewidziawszy tego, wojowniczka, straciwszy nagle oparcie pod plecami, niezgrabnie rymsnęła do tyłu, w głąb jamy. Spadając widziała tylko ciągnące się za nią drobne warkoczyki. Wylądowała na plecach. Łuk, który miała z tyłu, boleśnie zamortyzował upadek. Jego skomplikowana wieloczęściowa konstrukcja zajęczała przeciągle. Trzasnęło kilka strzał w kołczanie.
Wnętrze dziupli było imponujących rozmiarów. Valara, leżąc na plecach nie mogła go dokładnie ocenić. Spostrzegła tylko coś, co sprawiło, że zaniemówiła z wrażenia.
Dziupla żyła.
Wszystkie ściany, nawet górne sklepienie dziupli gęsto obsiadły ptaki... które zdecydowanie nie były zadowolone z niezapowiedzianej wizyty.
Valara poczuła na całym ciele setki dziobnięć, setki uderzeń małych i dużych skrzydeł. Odruchowo przysłoniła twarz ręką, żeby ptaki nie wykłuły jej oczu. Chciała krzyczeć, ale jakiś ptak wpadł jej do ust. Zaczęła się dusić. Ptaki uderzały ją czym mogły - jedne wielkimi szponami, inne potężnymi skrzydłami albo szponami.
Nie miała żadnych szans.

III

-Spokój, ptaszki moje. Nie gości witać tak należy.
Gruby, męski głos ozwał się nad Valarą.
Ptaki usłuchały.
Setki par skrzydeł zatrzepotały. Valara wreszcie mogła złapać oddech. Boleśnie dziobnięte miejsca przestały promieniować bólem. Wojowniczka była wolna.
Wciąż leżąc na plecach zobaczyła niewyraźną postać.
-Witaj – powiedział mężczyzna sympatycznym, niemal zachęcającym głosem, akcentując w górę. Jego sękata dłoń wyciągnęła się do wojowniczki w przyjaznym geście.
Valara poszukała ręką oparcia na ziemi. Krótkie napięcie mięśni i już z powrotem stała na nogach.
A przed nią stał olbrzymi mężczyzna, wysoki na sążeń, barczysty jak niedźwiedź. Ubrany był w poszarpane łachmany, które kiedyś mogły być drogim ubraniem, dawno jednak zapomniały czasy świetności i straciły nadzieję na ich powrót. Człowiek miał długie czarne włosy i brodę sięgającą niemal do pasa. Jak widać od kilku lat nie strzygł się ani nie golił.
Valara, mocno zmieszana, postąpiła kilka kroków w tył. Klęknęła, by podnieść z ziemi miecz, który upuściła podczas upadku. Szarka podfrunęła i usiadła jej na ramieniu. Wojowniczka pomału wyprostowała się, nie spuszczając oczu z nieznajomego.
-Brzmi jak twe imię? – mężczyzna znów przesadnie zaakcentował w górę.
Wojowniczka jeszcze raz zmierzyła go wzrokiem od stóp do głowy. Na znak przyjaźni wsunęła miecz za pas, odruchowo przeniosła ciężar ciała na prawą nogę. Lewą rękę oparła o krągłe biodro, prawą trzymała na rękojeści miecza. Zarówno jej sylwetka, jak i bojowa postawa, godne były posągu.
-Valaranvalanthalasa – wyrecytowała w całości swe elfie imię.
-Imię to długie uszy ma, ty nie?
Wojowniczka pojęła, że chodziło mu to, dlaczego ona nie jest elfką, choć nosi elfie imię. Milczała.
-Rozumiem, ach. Sama nie wiesz ty – śmieszny akcent działał Valarze na nerwy. – Amazonką jesteś? Długi łuk widzę, ostry miecz, długie włosy. Jak kruk. Tyś kruk będziesz, mówię.
Valara już miała przerwać, żeby zapytać go o czym bredzi. Nieznajomy, na szczęście, zmienił temat.
-Ptak piękny... – wskazał na Szarkę, która na dźwięk jego słów odbiła się miękko od ramienia Valary i przeleciała na rękę nieznajomemu. Ten pogłaskał ją - ...mądry ptak.
Valara, wciąż niepewna co do zamiarów mężczyzny nakazała Szarce, by natychmiast do niej wróciła. Ptak niechętnie wykonał polecenia – posłuszeństwo przeważyło nad sympatią.
-Ty też ptaków przyjaciel, widzę. Porozmawiajmy tedy. Ptasznikiem mnie zwą. Pracuję tu. Skromnie, blisko zaś natury i ptaków. Proszę, amazonko, wejdź.
Nastąpiła chwila milczenia.
W końcu Valara niepewnie wkroczyła do dębowej jamy, raczej nie nastawiona na przyjemną rozmowę o ornitologii.
Zauważyła, że ptaków wcale nie było tam tak dużo, jak poprzednio uważała. Owszem, kilkanaście skrzydlatych stworzeń obsiadło Ptasznika, kilka też chodziło po wnętrzu dziupli. Wydało jej się to dziwne – mogłaby przysiąc, że jeszcze przed chwilą była ich tam cała chmara, setki, tysiące... Teraz jednak ta liczba wcale nie przerażała.
Dziupla nosiła ślady wielokrotnych napraw, ściany i sufit były umacniane i ozdabiane świeżymi liściastymi gałązkami. Wewnątrz pomieszczenia mieścił się niewielki stół i niewygodne drewniane łóżko. Na stole stała niewielka klatka z wróblem. Podobne klatki były przyczepione do ścian, nieco większe zwisały z sufitu. Większość ptaków poruszała się jednak po pomieszczeniu wolno, co i rusz podfruwając do Ptasznika i dziobiąc ziarna z jego dłoni, a nawet wyjadając muszki z brody i zadziornie skubiąc ubranie. Szarka chętnie dołączyła do swoich skrzydlatych pobratymców.
Ptasznik uśmiechnął się życzliwie i wskazał ręką na łóżko. Właściwie nie było to łóżko, tylko kilka nieudolnie zbitych desek, które jedynie mogły łóżko przypominać. Prawdopodobnie Ptasznik zrobił je sam.
Valara usiadła na parodii mebla, uważając, by nie przycisnąć jakiegoś wędrującego po izbie ptaka.
-Widzę, że masz tu mnóstwo przyjaciół, Ptaszniku – powiedziała, siadając.
-O tak, ptaków mnóstwo – mężczyzna skinął głową potwierdzająco.
-Nie tęsknisz czasem za ludźmi? Domyślam się, że nieczęsto przebywasz w ich towarzystwie.
-Ptaki jak ludzie są, mądrzejsze niekiedy nawet.
-Nie wątpię – Valara odsunęła ręką zieloną gałązkę, która na chwilę przysłoniła jej twarz. – Ale czy nie tęsknisz czasem za rozmową z drugim człowiekiem?
-Z ptakami rozmawiam. Ptaki kocham.
Jakiś niewielki czubaty ptak bezceremonialnie usiadł Valarze na głowie i zaczął skubać jej warkoczyki.
-W takim razie czemu je więzisz? – wojowniczka szerokim gestem wskazała na ptasie klatki.
Ptasznik myślał, jakby coś rozważając. Po chwili odpowiedział:
-Wiesz, coś odkryłem. To ważne bardzo. Posłuchaj: ginie człek, ptak się rodzi. Od zawsze tak jest, od Początku. Człowiek ginie, dusza nie umiera, w ptaka zmienia się.
-Uważasz, że... – Valara szukała odpowiedniego słowa – Uważasz, że te wszystkie ptaki to ludzkie dusze?
-Nie uważam. Wiem. W każdym żywym ptak jest. To dusza. Spójrz – Ptasznik wskazał na klatkę z wróblem – znam ja go. Przyjaciel to. Ja wiem.
-Ten ptak to dusza twojego przyjaciela? Skąd masz pewność? – w głosie Valary więcej było ironii niż podziwu.
-Nie tylko jego znam. Ci wszyscy, wszyscy w klatkach, to przyjaciele. To matka – Valara zauważyła dużą klatkę zwieszoną z sufitu, a w niej dużego białego gołębia.
-Jak do tego doszedłeś? Jesteś druidem?
-Nie. Badań potrzeba. Dużo badań. I magii – mężczyzna zdjął z palca i z dumą pokazał wojowniczce zaśniedziały i sczerniały pierścień.
Valara znała się cokolwiek na magii, jednak niewystarczająco, by rozpoznać znak na pierścieniu.
-To jakichś z Pierwszych Runów... zapewne dostałeś ten pierścień od jakiegoś maga albo druida. I to dawno temu. Czy to coś w rodzaju twojej pamiątki rodowej? To bardzo potężny przedmiot, czuję od niego silną aurę. Skąd wiesz, jak go używać? Pierwsze Runy potrafią czytać tylko wysocy kapłani druidzcy, i to nie wszyscy. Należysz do jakiegoś Kręgu? Uczyłeś się magii druidzkiej?
Wszystkie pytania pozostały bez odpowiedzi.
Poczuła, jak pierścień drży w jej rękach. Usłyszała jakiś dziwny głos wewnątrz czaszki.
Spróbuj.
Wojowniczka spojrzała na Ptasznika. Milczał.
Spróbuj.
Zawirowało jej w głowie, obraz zwalistego Ptasznika mocno się zamazał.
Spróbuj.
Ptasznik skinął głową.

IV

Valara rozpostarła skrzydła.
Złapała podmuch wiatru. Poczuła powietrze przemykające się między lotkami i sterówkami. Czuła się cudownie.
Leciała nad wielkim, ciemnym lasem. Była noc. Ciemność otulała ją ze wszystkich stron, dawała schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Jedynym, co rozjaśniało mrok, była bladosrebrna tarcza Księżyca.
Sfrunęła na gałąź drzewa. W lesie ciemność była jeszcze bardziej nieprzenikniona, jeszcze gęstsza. Czuła ją niemal wszystkimi zmysłami.
Na jej czarny, wydatny dziób spadła z liścia kropla wody. Wzdrygnęła się.
Na gałęzi obok siedział czarny ptak. Jego złote, paciorkowate oczy błyszczały w ciemności. Ptak odbił się do lotu nad drzewami. Valara poszła w jego ślady.
Usłyszała wołanie towarzyszki. Spikowała w dół, dołączyła do lecącego na południe klucza dużych czarnych ptaków, prawie niewidocznych w ciemności.
Czuła się wolna, niezależna. Była sobą, nieskrępowana i tajemnicza. Była częścią nocy. Była szczęśliwa.
Była wielkim, czarnym krukiem.

V

Zawrót głowy minął, świat odzyskał swoje proporcje i równowagę.
Valara znów siedziała na łóżku w dziupli olbrzymiego dębu. Przed nią stał Ptasznik, jak zawsze życzliwie uśmiechnięty.
Mężczyzna milczał. Wojowniczka oddała mu pierścień.
-Siebie widziałaś, prawda to?
Tym razem Valara milczała. Ptasznik kontynuował:
-Wojnę ja tylko przeżyłem. Zginęli inni: przyjaciele, rodzina. Szukam ich teraz. Szukam między ptactwem. Każdy ptak bowiem duszą jest.
-Po co ich tu trzymasz? Czy oni zachowali jeszcze ludzkie wspomnienia? Czy zdają sobie sprawę z tego, co się z nimi stało?
-Może wymyślę kiedyś coś, co ich między nas wróci. Ale nie czas jeszcze, nie pora.
Ptasznik przerwał. Po chwili mówił dalej:
-Zginęła rodzina i przyjaciele, szukam ja ich. Wszystkich znalazłem... ale nie znalazłem jednej. Żony mojej. Piękną była kobietą, jak sokolica ta – Ptasznik ruchem dłoni przywołał Szarkę. Valara nie protestowała. – Szare jako i ona włosy miała. Jak i ona mądra była. Ale do ciebie należy ona. Pozwól mi sprawdzić. Dla jej dobra to – nienaturalny akcent w górę doprowadzał wojowniczkę do obłędu.
Valara pokręciła przecząco głową.
-Spróbuj, nigdy inaczej się nie dowiesz, kim twój ptak jest.
-Posłuchaj, Ptaszniku – Valara mówiła powoli, dobitnie – w przyrodzie wszystko jest doskonałe. Nie należy niczego zmieniać. Zmiany bowiem są zaprzeczeniem naturalnego porządku. Skoro ludzie po śmierci stają się ptakami, to tak musi być. Nie może być odwrotnie. Przywracanie ptakom ludzkich wspomnień, odwracanie przemiany, to zbrodnia przeciw naturze.
Wojowniczka wstała i wyciągnęła miecz. Ptasznik nie ruszał się, stał przed nią z życzliwym uśmiechem przyklejonym do zarośniętej twarzy.
-Nie powinieneś istnieć, Ptaszniku...
Valara cięła w ogromną pierś. Krótko, szybko, z błyskawicznym skrętem nadgarstka.
Świat się zatrzymał.
„Nie powinieneś istnieć, Ptaszniku” – jej własne słowa wibrowały jej w głowie.

Z miejsca, w którym przed chwilą stał Ptasznik wystrzeliła ku niebu chmara drobnego ptactwa, pozostawiając na klepisku izby tylko kupkę zniszczonych ubrań.

Wszystko wróciło do normy.
Ptasznika nie było, nie było również ptaków, dziupli ani wielkiego dębu.
Była tylko pusta polana, a na jej środku Valara z Szarką na ramieniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sirocco
Dziecię Gwieździste



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekarnika

PostWysłany: Nie 17:57, 06 Lis 2005    Temat postu:

opowiadanie jest, widać po dacie, starsze już. napisane jest jednak nie najgorzej, co pozostawia tylko dobrze rokuje na twoje nowsze opowiadania. styl zgrzytał tu i ówdzie, było trochę powtórzeń, które zapewne, posiedziawszy chwilkę nad tym opowiadaniem, dałbyś radę sam wyeliminować (nie chce mi się ich wypisywac po prostu ;> ).

początek był trochę słabszy, długaśny i szczegółowy opis wojowniczki kompletnie zbędny. idąc dalej, było trochę potknięć, przyciężkości stylu, ale przebrnęłam. akcja z ptasznikiem rozegrana zbyt szybko, chociaż pomysł był dobry, to jednak rozwiązanie mnie nie przekonało - bohaterka zabijająca ptasznika? nie, nie, zupełnie nie.
najsłabszą częścią opowiadanie są moim zdaniem dialogi - chociaż kwestie ptasznika, z przestawnym szykiem wyrazów (właśnie, to nie jest akcent, tylko szyk wyrazów) wyszły całkiem dźwięcznie (a fragment z długimi uszami to prawdziwa perełka, mój faworyt), to jednak wypowiedzi Valary są nienaturalne, czasem patetyczne i groteskowe.

jestem teraz w złym stanie, może jak będę w lepszym, to wypiszę tu wszystkie zgrzyty stylistyczne, które mnie ukłuły.

na razie opowiadanie zaliczam do średnich, aczkolwiek jestem ciekawa twojej twórczośći.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sceptic
Pisarskie Dzieciątko



Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z Zewnątrz

PostWysłany: Nie 18:05, 06 Lis 2005    Temat postu:

Ja tam nawet nie wiem, co tam było, zaraz przeczytam to mi się przypomni. Obecnie, tyle zdradzę, pracuje nad powieœciš historycznš Smile

A - i na pewno nie pomyliłem akcentu z szykiem, bez względu na to ile miałem lat:) Chodziło mi, o ile sobie przypominam o to, że Ptasznik oprócz szyku przestawnego stosował także intonację pytajšcš ("akcentował w górę" - chodzi o akcent zdaniowy)

A czy zabiła Ptasznika, nie wiem... nie wiem o co mi wtedy chodziło, ale raczej nie o to... moze raczej o to, że jej się przyœnił, nie wiem, to było dobre 4 lata temu...

BTW: Może kiedyœ poprzerabiam te opowiadania, bo pomysły niezłe, a styl faktycznie ciężki jak Aurora.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sirocco
Dziecię Gwieździste



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekarnika

PostWysłany: Nie 18:34, 06 Lis 2005    Temat postu:

a, w takim razie zarzut z akcentem wycofuję.

co do zabicia ptasznika - nieważne, czy jej sie przyśnił, czy miała halucynacje, czy co tam. chodzi o sam fakt, że zdecydowała się go zabić. to mi kompletnie nie pasuje.

doskonale wiem, jak to jest z przerabianiem opowiadań - lepiej już napisać całkiem od nowa ;>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Opowiadania, powieści Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin