Forum Młodzi Literaci Strona Główna Młodzi Literaci
czyli co się dzieje, kiedy młodzież pisze
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Smak świeżych bułek...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Opowiadania, powieści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Akzseinga
Pawie Piórko



Dołączył: 30 Sie 2005
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:10, 30 Sie 2005    Temat postu: Smak świeżych bułek...

Bez fajerwerków, cicho, ciepło, kameralnie, mało ambitnie, mocno sentymentalnie.
A. Zapomniałabym. Praca na język polski.



Smak świeżych bułek...
korekta: Semele


Starzy ludzie na nowo stają się dziećmi.
[Hamlet]

To było bardzo leniwe popołudnie. Białe chmury przesuwały się po błękitnym niebie nad wyraz powoli, wiatr nie wiał prawie w ogóle. Słońce też jakby niechętnie bawiło się w „chowanie-wychylanie” zza chmur. Co prawda świeciło mocno i nieustannie, ale to nie była dla słońca żadna praca, więc można uznać, że i ono się leniło. I trawa rosła jakby wolniej.
W owo leniwe popołudnie Ksenia wraz z mężem urządzili sobie sjestę, co było u nich częste. Ksenia i Bartłomiej zasiedli na dużej ławce stojącej w ogródku. Teraz odkryli, jak wielką przezornością wykazali się, gdy ustawiali tę ławkę w cieniu wielkiego dębu. Z pewnością sjesta nie byłaby tak przyjemna, jak obecnie, gdyby odbywała się w pełnym słońcu. Może w ogóle by się nie odbyła.
- Kseniu, czy nie jest ci za gorąco? Upalny dziś dzień, a ty w tym sweterku...
- Nie. Jest w sam raz – zamilkła na chwilę, po chwili podniosła pomarszczoną, drżącą rękę do góry i wyciągnęła palec. – Spójrz tylko na tę chmurę. Wygląda zupełnie jak ryba.
- Bardziej jak węgorz – stwierdził Bartłomiej i zamlaskał. – Zrobiłem się głodny.
- Przecież przed chwilą jadłeś obiad!
- Dobrego jedzenia nigdy za dużo.
Bartłomiej zaśmiał się głośno i poklepał po brzuchu. Kiedy się śmiał, zmarszczki na jego twarzy pogłębiały się jeszcze bardziej, niż zwykle, szczególnie te wokół oczu. Po chwili Ksenia dołączyła do swego męża w okazywaniu swej radości. Byli szczęśliwi. A jednak prawdą jest, że prawdziwe życie zaczyna się po czterdziestce. Teraz, kiedy są na emeryturze, mają więcej czasu na rzeczy naprawdę ważne. Na przykład na obserwowanie chmur. Dość szybko zauważyli, że chmury to bardzo interesujące zjawiska – przyjmują różne kształty i przez cały czas swego istnienia są gnane przez wiatr. Teraz znaleźli też czas, aby podziwiać. Podziwiają, co się da: biedronkę zlatującą z pochylonej gałęzi krzewu, wschody i zachody słońca, uśmiechniętych ludzi, zimą oszronione okna, śpiew ptaków, smak świeżych bułek. I przede wszystkim to, że wytrzymali ze sobą tak długo – bo ponad pięćdziesiąt lat – i wcale nie było im ze sobą źle. Wręcz przeciwnie. Żywili święte przekonanie, że nie mogli trafić lepiej, jeśli chodzi o wybór współtowarzysza życia. Jedna połówka jabłka była najzupełniej zadowolona z drugiej, choć czasem zdarzały się nieporozumienia – a to za kwaśno, a to za gorzko. Ale one szybko znikały.

Zostawały chwile takie, jak ta pod dębem w ogrodzie. Chwile pełne szczerego uśmiechu, zrozumienia i miłości. Chwile, gdy nie trzeba nic mówić, bo wszystko było oczywiste i bez zbędnych słów.

Po wybuchu śmiechu u Kseni i Bartłomieja przychodził czas na wyciszenie. Przez jakiś czas nie mówili nic, trzymając się jedynie za ręce.
Teraz ten moment ciszy przerwał odgłos nadjeżdżającego samochodu. Ktoś właśnie wjechał na ich podwórko.
- Baaabciaaaaaa! – dziecinny, słodki głosik uniósł się wysoko i daleko. Dotarł też do nich.
Ksenia i Bartłomiej uśmiechnęli się zgodnie i wstali z ławki. Tak szybko, jak tylko mogli i jak pozwalał im na to wiek, podpierając się laskami, ruszyli w kierunku podwórka.
- Dziaaaadzioooo! – wołanie powtórzyło się.
Gdy byli już prawie na miejscu, wybiegł ku nim chłopczyk z szerokim uśmiechem na ustach, ukazując światu brak dwóch przednich zębów, tuż za nim biegła nieporadnie, przebierając krótkimi nóżkami, nieco mniejsza od niego dziewczynka.
Chłopczyk dopadł Ksenie i Bartłomieja, przywarł do nich z takim impetem, że ledwie utrzymali równowagę. Wkrótce potem dołączyła do nich zdyszana dziewczynka.
- Izuś kochana, jak ty urosłaś! – wykrzyknęła wzruszona Ksenia.
- Całe cztery metry, babciu! – zameldowała posłusznie dziewczynka.
- Metry? – zaśmiała się Ksenia. – No, to rzeczywiście dużo.
- Oho! – zahuczał Bartłomiej. – A nasz mały Tomuś nie ma dwóch ząbków.
Mały Tomuś uśmiechnął się szeroko, uważając braki w uzębieniu za powód do chluby. Po chwili spoważniał i oznajmił:
- Tylko nie mały Tomuś, dziadziuś. Zobacz tylko, jaki jestem duuużyy! – to powiedziawszy wyciągnął ręce do góry i stanął na palcach.
- Rzeczywiście! – Bartłomiej zagwizdał z uznaniem. – Od dzisiaj będziesz Tomaszem, dobrze?
- Aha – przytaknął ochoczo chłopczyk.
- A gdzie wasi rodzice?
- Poszli do domu, zobaczyć, czy was tam nie ma, babciu. A my wiedzieliśmy, że tutaj będziecie – oznajmił Tomasz z powagą w głosie. – Prawie zawsze siedzicie na tamtej ławce w ogródku. A oni poszli was szukać... – chłopczyk pokręcił głową z politowaniem. – Czy ja zawsze muszę za nich myśleć?
- To chodźmy zobaczyć, czy nas znaleźli – zaśmiał się Bartłomiej.
- Jak mogli was znaleźć w domu, skoro jesteście tutaj? Oj, dziadek, dziadek – ponownie pokręcił głową. – Za ciebie też muszę myśleć?
Do domu weszli bardziej szczęśliwi, niż wtedy, gdy siedzieli pod dębem. W przedpokoju zastali torby podróżne, a w pokoju gościnnym dwójkę rozmawiających ze sobą dorosłych. Rozmowa ucichła, gdy dwójka ta zobaczyła stojących na progu staruszków.
- Babciu – powiedziała kobieta i podeszła do Kseni, po czym przytuliła ją ciepło. Po chwili tak samo przytuliła Bartłomieja. W ślad za kobietą poszedł mężczyzna i kiedy już wszyscy się przywitali i wymienili serdeczności, zaczęły sypać się pytania, a zaraz po nich odpowiedzi.
- Co sprawiło, że zdecydowaliście się nas odwiedzić?
- Postanowiliśmy, że przyjedziemy na wakacje. To dobre miejsce na odpoczynek...
- Ale tak bez zapowiedzi? Ależ nam niespodziankę sprawiliście...!
- Bez zapowiedzi? Przecież napisaliśmy smsa, że przyjeżdżamy.
- Smsa? To jest coś od tego piekielnego urządzenia przypominającego telefon?
- No tak.
- My nie umiemy tego obsługiwać. Zupełnie nie wiem, po co nam to kupiliście.
- Teraz każdy ma komórkę.
- Ale nie ludzie w naszym wieku. Jesteśmy na to za starzy.
- Jak to za starzy? Siedemdziesiąt lat to nie jest wiele!
- Siedemdziesiąt pięć.


* * *

Zapadł już zmierzch. Przy skromnie zastawionym stole siedziało sześć osób. Ci najmłodsi wiercili się niecierpliwie i odmawiali jedzenia, które chcieli wmusić w nich rodzice. Dziadkowie, a właściwie pradziadkowie, obserwowali tylko z rozbawieniem tę scenę.
- Mamooo, ja nie chcę jeść wąąątróóóbkiii – zawyła dziewczynka. – To jest niedobre!
- Wątróbka jest pyszna – namawiała łagodnym głosem mama.
- Nie jest! Jest okropna.
- Jest pyszna i zdrowa.
- Babciu, powiedz coś mamie. Ona chce mnie otruć! Mama mnie nie kocha! – zaszlochała.
Kobieta westchnęła z rezygnacją i zaniechała prób namówienia córki do wątróbki.
- Dobrze już, dobrze, Izuś. Nie musisz jeść wątróbki. Babciu, a ty zjesz?
- Wątróbkę? – odezwała się Ksenia.
- Tak. Przed chwilą zrobiłam.
- Nie chcę wątróbki. Wątróbka jest niedobra – powiedziała Ksenia i uśmiechnęła się w kierunku Izy. Dziewczynka odwzajemniła uśmiech, po czym wykrzyknęła tryumfująco:
- Ha! Widzisz, mama? Babcia też nie lubi wątróbki.
- Babciu, czasem zachowujesz się jak dziecko – zauważyła kobieta i ponownie westchnęła.
- A coś w tym złego, Elu? – zażartowała Ksenia.
Ela nie odpowiedziała, zajęła się pałaszowaniem wątróbki. Każdy oprócz dzieci coś zajadał, ale tylko dwie osoby jadły wątróbkę. Ela i jej mąż.
- Tomek, czemu nie jesz? – zapytała kobieta.
- Jak ja mam jeść, kiedy nie mam zębów? Czy ja zawsze muszę za was myśleć?
Towarzystwo zaśmiało się szczerze, nawet mała Iza, która co prawda śmiała się, bo wszyscy się śmiali, a śmiech jest przecież zaraźliwy, ale śmiała się, a to było najważniejsze. Tomek nadąsał się.
- Zupełnie nie wiem z czego się śmiejecie. Dziadek też nie ma kilka zębów.
Towarzystwo zaśmiało się jeszcze głośniej.
- No, Tomaszu, a jak straciłeś te zęby?
- Biłem się, dziadek!
- Mam nadzieję, że wygrałeś.
- No, oczywiście! Tamten bubek ma teraz podbite oko, a ja nie mam tylko dwóch zębów.
- Jeśli te zęby, a raczej ich brak, to symbol twego zwycięstwa, to obnoś się z nimi jak najdumniej, Tomaszu!
- Dziadek – zbeształa go Ela. – Nie chwal jego bójek. Nie powinien się bić. I czemu mówisz na niego Tomasz?
- Bo on jest już duży, prawda Tomaszu? – zapytał poważnie Bartłomiej.
- Oczywiście. Nie widzisz, mama, jaki jestem duży? – powiedział Tomaszek i ponownie wyciągnął ręce w górę.
- Jak dzieci, po prostu jak dzieci – wymruczała Ela, patrząc na Bartłomieja i Ksenię.

* * *

Kolacja dobiegła końca. Ksenia i Bartłomiej wybierali się w towarzystwie prawnuków na ławkę. Kiedy Iza i Tomaszek przyjeżdżali, zawsze stamtąd obserwowali gwiazdy. Ela ubierała swoje dzieci, żeby tylko nie było im za zimno pod tym dębem.
- Macie słuchać babci i dziadka, nie oddalać się...
Dalsze jej słowa nie dotarły do malców. Biegły już rozentuzjazmowane do ogródka.
- Hej! Zwolnić mi tam! Bo się przewrócicie! Wolniej!
- Właśnie, wolniej! My z tymi laskami nigdy was nie dogonimy!
Bartłomiej i Ksenia poczłapali za dziećmi, starając się to zrobić w miarę szybko. Uśmiechali się przy tym na widok biegnących prawnuków i zgorszonej wnuczki stojącej w drzwiach.

Ewa stała jeszcze przez chwilę, obserwując to starsze i młodsze pokolenie. Po chwili podszedł do niej jej mąż.
- Czasem mam wrażenie, że z dziadkami jest więcej roboty niż z naszymi dziećmi. Są strasznie... - wyszeptała.
- Oj, daj im trochę spokoju. Starzy ludzie na nowo stają się dziećmi, nie wiesz o tym, Elu?

Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
herohealter
Zdanie Napisane Atramentem



Dołączył: 14 Sie 2005
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jarzębinowego Uroczyska

PostWysłany: Śro 8:05, 31 Sie 2005    Temat postu:

Temat taki sobie- oklepany straszliwie, ale ładny język.

I ładny tytuł.

I podoba mi się rozpoczęcie opowiadania złotą myślą- to lubię.

Ogólnie dobre, szkoda że ten temat taki, wiecie, dużo osób o tym już pisało, wszyscy podobnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
>kazumi<
Pawie Piórko



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ZMc-city

PostWysłany: Wto 15:15, 29 Lis 2005    Temat postu:

szczerze mówiąc to przeczytałam ten tekst i zupełnie mnie nie ująl niczym... tytuł- czyzby sciagniety od jednej z polskich pisarek literatury kobiecej?. Temat - jakoś tak potraktowany pobieżnie, nie dotarł do mnie sens tego opowiadania , bo raczej ( niestety) zwróciłam uwagę na pewne sformułowania , które potraktowane były mało oryginalnie. Nie podobało mi się , że obojgu dałaś laski, a kobiecie drżący palec. To prawda, że starszy ludzie często tak wyglądają, ale pasowałyby tu inne określniki starczego wieku...Chyba bardzo starałaś się , żeby było napisane poprawnie, ale troszkę za bardzo jest pod linijkę. Dla mnie za mało własnych przemysleń, metafor, uczuć. Ja wiem , że to tylko opowiadanie, ale czegoś mi brakowało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andrzejuk
BAN



Dołączył: 25 Lis 2005
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Wto 17:03, 29 Lis 2005    Temat postu:

Przypomona mi stylem japońską kreskówkę. Mały błąd wyłapałem, bo zawsze muszę... taki fragment o chmurze przypominającej rybę, dziadek mówi: chyba węgorz. Węgorz to ryba i to zniesmacza trochę tekst. Ale może być. Trochę mało ciekawe w sensie, że bez nieprzewiddzianych wydarzeń ale nieźle. Niektóre fragmenty były mistrzowskie. Gdzieśniedawno przeczytałem, że żaden pisarz nie jest doskonały i każdy popełnia błędy ale sztuką jest popełniać ich jak najmniej i być sobą, mieć swój styl. Ty masz styl, dobry styl i za to Cię cenię!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sol
Wredota



Dołączył: 12 Sie 2005
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neurgia

PostWysłany: Pon 15:57, 05 Gru 2005    Temat postu:

Ach. Już się dawno za to zabierałam, i zabierałam, i zabierałam i zabrać do końca się nie mogłam, ale nic.
Lubię ten tekst, bardzo. Lubię Twój styl, Akzs, to, jak umiejętnie potrafisz bawić się słowem, wykorzystując jego najlepszą stronę w danym zdaniu. Lubię lekkość twoich opowiadań. Zauważyłam, że bez względu na temat, potrafisz ująć to tak ciekawie, że wzbudza zainteresowanie i uczucia. A ostatnio doszłam do wniosku, że gdybyś napisała, dajmy na to, książkę kucharską, to byłabym mistrzem kuchni.
Ładnie nakreślone postacie, mimo, że opowiadanie jest krótkie. Tomaszek zachwyca, primo, moje ulubione imię męskie, jedno z kilku, secundo, spotkałam już kiedyś takie dziecko i jestem oczarowana do tej pory. Czytając, jak żywo przypomniał mi się właśnie Adaś. Ponadto, ostatnie słowa, fantastyczne, o.
I znowu wychodzi na to, że podchodzę bezkrytycznie. Ale inaczej nie potrafię. Nie do takiego tekstu. I tyle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Młodzi Literaci Strona Główna -> Opowiadania, powieści Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin